Korespondencja z Monako
Włoski zespół zgarnął w Monako pierwszy dublet w tym sezonie i wysunął się na czoło w klasyfikacji konstruktorów.
Największym przegranym weekendu na ulicach Monte Carlo był wicelider punktacji Lewis Hamilton. Kierowca Mercedesa na pewno liczył po cichu, że właśnie w księstwie wyrówna osiągnięcie swojego idola Ayrtona Senny i po raz 65. w karierze wywalczy pole position.
Legendarny Brazylijczyk do dziś pozostaje rekordzistą pod względem liczby triumfów na ulicznej pętli (zwyciężał tu sześciokrotnie, po raz pierwszy niemal dokładnie 30 lat temu). Marzenia Hamiltona prysły jednak w dość dramatyczny sposób: słabe tempo w kwalifikacjach nie wystarczyło nawet, by dostać się do pierwszej dziesiątki. Pal licho rekord Senny: większym zmartwieniem dla urzędującego mistrza świata było tempo Ferrari. Oba czerwone samochody ustawiły się w pierwszym rzędzie. Osamotnionemu w czołówce zespołowemu partnerowi Hamiltona, Valtteriemu Bottasowi, zabrakło ledwie dwóch tysięcznych sekundy, by przedzielić kierowców Scuderii.
Szybszy w duecie Ferrari okazał się tym razem Kimi Raikkonen, który kwalifikacje wygrał po raz pierwszy od prawie dziewięciu lat. Z kolei na 21. triumf w karierze czeka od początku sezonu 2013 i ten licznik bije nadal, bo zaszczyt wygrania pierwszej GP Monako dla Scuderii (od zwycięstwa Michaela Schumachera w 2001 roku) przypadł w udziale Vettelowi.