Ten powrót więcej mówi o sytuacji, w jakiej znalazł się klub, niż o szwedzkim napastniku. Milan zajmuje 11. miejsce w Serie A i bliżej mu do walki o utrzymanie niż do kwalifikacji do europejskich pucharów. W ostatnim meczu przed przerwą zimową przegrał z Atalantą aż 0:5.
Podpisanie kontraktu z Ibrahimoviciem to mieszanka desperacji i nadziei. Kibicom, którzy przez lata przyzwyczaili się do wielkości – siedem Pucharów Mistrzów (więcej ma tylko Real Madryt), 18 mistrzostw Włoch (więcej ma tylko Juventus) – trzeba znów dać poczucie, że Milan jest w centrum piłkarskiego świata.
Ale Ibrahimović nie rozwiąże problemów klubu, nie sprawi, że Milan odrobi nagle 20 pkt. straty do Juve i Interu i włączy się do walki o tytuł.
Szwed twierdzi, że pod względem fizycznym czuje się znakomicie. Ostatnie lata spędził w USA w klubie, który słynie z zatrudniania podstarzałych gwiazdorów – Los Angeles Galaxy. To tam kariery kończyli David Beckham (również zdecydował się na wypożyczenie stamtąd do Milanu), Steven Gerrard czy Robbie Keane.
Ibrahimović miał w LA znakomite statystyki – 22 gole w pierwszym sezonie i 31 w drugim. Nazywanie amerykańskiej MLS ligą emerytów nie jest do końca słuszne, ale fakt, że zbliżający się do czterdziestki piłkarz był tam jednym z najlepszych zawodników, jednak o czymś świadczy.