Mozart z Tonsbergu wciąż gra najlepiej

Magnus Carlsen po raz trzeci obronił tytuł szachowego mistrza świata. Po serii remisów w dogrywce granej wedle reguł szachów szybkich był zdecydowanie lepszy od Fabiano Caruany

Aktualizacja: 28.11.2018 20:19 Publikacja: 28.11.2018 20:01

Mozart z Tonsbergu wciąż gra najlepiej

Foto: AFP

Grali w Londynie prawie trzy tygodnie. W 12 partiach szachów klasycznych żaden nie potrafił pokazać przewagi. Tuzin remisów (taki historyczny impas zdarzył się po raz pierwszy w 132-letniej historii meczów o mistrzostwo świata) wymusił dogrywkę, w której Carlsen bardzo efektownie przypieczętował zwycięstwo – jak ktoś policzył, w sumie po 773 posunięciach i 51 godzinach wysiłku i nerwów nad szachownicą.

Plan dogrywki zakładał najpierw cztery partie szachów szybkich (25 minut na partię plus 10 sekund po każdym posunięciu). Wystarczyły tylko trzy – grając dwa razy białymi i raz czarnymi – wszystkie wygrał norweski arymistrz, po 55., 28. i 51. posunięciu. Nie były potrzebne kolejne partie blitza ani końcowy „Armageddon", czyli decydująca rozgrywka superbłyskawiczna. Końcowy wynik – 9:6.

– Pierwsza partia dogrywki była całkiem wyrównana i ekscytująca, ale zdołałem wpędzić rywala w kłopoty związane z brakiem czasu na namysł. Druga była bardzo złożona, lecz dobrze się w niej czułem, nawet wtedy, gdy wiedziałem, że nie miałem dobrej pozycji. Trzecia chyba była najbardziej nerwowa, ale i w niej nigdy nie poczułem obawy przed porażką – mówił mistrz podczas konferencji prasowej.

Magnus Carlsen pozostał nr 1 światowych szachów, zarobił co najmniej 600 tys. euro (550 tys. z miliona euro premii plus wpływy z biletów, pay-per-view i reklam), wciąż będzie idolem nie tylko szachowej młodzieży, odebrał także gratulacje od pani premier Norwegii Erny Solberg i zachował status niezwyciężonego w dogrywkach wielkich meczów.

Szachy szybkie i błyskawiczne to jego domena, po meczu przyznał, że myślał o dogrywce już od wczesnej fazy rywalizacji i „...był to scenariusz, z którego byłem całkiem zadowolony" – powiedział.

Trzecia obrona tytułu była jednak dla Norwega najtrudniejsza, nie tylko dlatego, że walczył niemal z rówieśnikiem, niewiele ich dzieliło w rankingu światowym (są nr 1 i 2) i w sile gry wyznaczonej przez klasyfikację ELO (2835 do 2832 punktów).

– Trudno mi teraz oceniać cały mecz o mistrzostwo świata, ale z pewnością Caruana był najmocniejszym przeciwnikiem jakiego miałem. Nie wygrałem z nim żadnej klasycznej partii. Jestem jednak bardzo szczęśliwy, że obroniłem tytuł, wiem, że mam przed sobą sporo pracy, by poprawić formę, ale przynajmniej moja szybka gra jest wciąż na dobrym poziomie – mówił nowy/stary mistrz.

Amerykanin Fabiano Caruana chwalił Carlsena („Zasłużył na tytuł mistrza, zasłużył na zwycięstwo. Obaj mieliśmy słabsze chwile w meczu, lecz w dogrywce, gdy było najtrudniej, dał radę, a ja nie..."), martwił się wysoką porażką w finale, lecz mimo tej porażki może mieć pewność, że odświeżył zainteresowanie szachami w USA, że od czasów zwycięstw Bobby'ego Fischera nie było tam tak zdolnego arcymistrza.

– Mam nadzieję, że obaj zainspirowaliśmy nowe generacje do gry w szachy i czekam na kolejną szansę walki o tytuł – mówił kandydat. Premia na otarcie łez (450 tys. euro) też wydaje się miła.

Następny mecz o mistrzostwo świata odbędzie się w 2020 roku. Na razie wiadomo, że zagra w nim znów „Mozart szachów" z Norwegii, z miasta Tonsberg.

Grali w Londynie prawie trzy tygodnie. W 12 partiach szachów klasycznych żaden nie potrafił pokazać przewagi. Tuzin remisów (taki historyczny impas zdarzył się po raz pierwszy w 132-letniej historii meczów o mistrzostwo świata) wymusił dogrywkę, w której Carlsen bardzo efektownie przypieczętował zwycięstwo – jak ktoś policzył, w sumie po 773 posunięciach i 51 godzinach wysiłku i nerwów nad szachownicą.

Plan dogrywki zakładał najpierw cztery partie szachów szybkich (25 minut na partię plus 10 sekund po każdym posunięciu). Wystarczyły tylko trzy – grając dwa razy białymi i raz czarnymi – wszystkie wygrał norweski arymistrz, po 55., 28. i 51. posunięciu. Nie były potrzebne kolejne partie blitza ani końcowy „Armageddon", czyli decydująca rozgrywka superbłyskawiczna. Końcowy wynik – 9:6.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową