Po 13 latach rządów ze stanowiska prezesa Nike ustąpi w styczniu Mark Parker. Dział HR wycenianej na 32 miliardy dolarów marki podkreśla, że Parker zostanie w firmie i będzie szefem rady nadzorczej, trzeba jednak czytać między wierszami, by zrozumieć, że rezygnacja zarabiającego około 16 milionów dolarów rocznie szefa jest efektem skandalu.
Kilka dni wcześniej firma poinformowała, że zamyka Nike Oregon Project (NOP). To grupa biegaczy długodystansowych trenujących pod nadzorem Alberto Salazara. Jej członkami byli medaliści olimpijscy i mistrzostw świata. W latach 2011–2017 u pochodzącego z Kuby szkoleniowca ćwiczył sir Mo Farah – zdobywca czterech złotych krążków w Londynie i Rio de Janeiro (na 5 i 10 km), sześciokrotny mistrz świata.
Brak wyczucia
Salazar słynął z kontrowersyjnych metod, a podejrzenia o doping były cicho formułowane od lat. Szepty przerodziły się w krzyk po filmie dokumentalnym BBC wyemitowanym w 2015 roku, a trener i cała grupa biegaczy zostali objęci śledztwem.
Farah ostatecznie opuścił NOP, ale wcześniej wielokrotnie bronił Salazara. Firma Nike twardo stała za swoim szkoleniowcem, nawet gdy kolejni sportowcy z otwartą przyłbicą opowiadali o metodach Salazara i jego współpracowników. W końcu 1 października Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) wydała wyrok – cztery lata zakazu pracy dla Salazara i doktora Jeffreya Browna.
Lista zarzutów (sformułowana na podstawie zeznań jego byłych zawodników) jest długa: niedozwolony sposób podawania L-karnityny, mikrodawkowanie testosteronu (w maściach i plastrach) oraz masowe korzystanie z lekarstw na astmę czy medykamentów stosowanych w chorobach tarczycy. Do tego dochodzi oskarżenie o przemyt testosteronu. We wszystkich informacjach podawana jest informacja o miejscu pracy Salazara (słynny znak Nike ma on wytatuowany na przedramieniu).