Michael Phelps ma 19. złoty medal igrzysk

Michael Phelps ma 19. złoty medal igrzysk. Zdobył go w sztafecie 4x100 m stylem dowolnym.

Aktualizacja: 09.08.2016 06:58 Publikacja: 08.08.2016 19:15

Michael Phelps startuje po 19. olimpijskie złoto. Zapewne nie ostatnie

Michael Phelps startuje po 19. olimpijskie złoto. Zapewne nie ostatnie

Foto: PAP/EPA

Korespondencja z Rio de Janeiro

Niedzielna noc przyniosła to, czego świat się spodziewał. Michael Phelps popłynął na drugiej zmianie w finale kraulowej sztafety 4x100 m, po 3 minutach i 10 sekundach już wiedział, że z pomocą kolegów poprawił medalowy rekord nie do pobicia przez innego sportowca. Publiczność znów zobaczyła zwycięską rundę mistrza wokół basenu, kto patrzył uważnie, dostrzegł łzę spływającą po policzku.

– Kiedy stanąłem na słupku, naprawdę pomyślałem, że serce wyskoczy mi z piersi, tak byłem pobudzony. Dobrze było poczuć ostatni raz emocje sztafetowe i zobaczyć ten krążek na szyi – mówił po dekoracji.

Wie, co mówi, minione cztery lata nie były czasem spokojnym: drugi areszt za jazdę pod wpływem alkoholu, sześć tygodni terapii, porzucenie nałogu, oczyszczenie się ze słabości do butelki.

Potem było już znacznie lepiej. Zaręczyny z Nicole. Pogodzenie się z ojcem Fredem, którego odrzucił po gorzkim rozwodzie rodziców. Własne pierwsze ojcostwo – na świat przyszedł trzy miesiące temu syn Boomer, którego wziął do Rio, by nie tracić niczego z uroków wychowania dziecka. Wreszcie powrót na pływalnię, by pożegnać się godnie z dyscypliną, w której został legendą.

W Rio widać innego Phelpsa niż na czterech poprzednich występach na igrzyskach. Kiedy przez lata kolekcjonował złote krążki, był trochę odczłowieczony. Robot w pływackich okularkach, wydawało się, że na igrzyskach najwięcej mocy czerpie z psychologicznego odgrodzenia się od świata. Zawsze w słuchawkach, czapce, odległy, mrukliwy, niedostępny.

Nowy dom

Teraz jest wreszcie uśmiechnięty, dziennikarze amerykańscy twierdzą, że zmiana jest ogromna, że zrzucił słuchawki z uszu, stał się otwarty i rozmowny. Dodają, że oprócz uporządkowania życia rodzinnego powód jest jeszcze jeden – Phelps wreszcie poczuł, że ma pełny szacunek i miejsce w historii sportu.

Może pomogła też przeprowadzka z rodzinnego Baltimore do nowego domu na przedmieściach Phoenix. Tam do pokus ma znacznie dalej, chyba nie będzie powtórek z alkoholowych rajdów i nocy spędzanych w kasynach. Na pustyni w Arizonie chodzi podobno grzecznie spać o 22. Dziennikarze nie mogą już o nim pisać „Pocisk z Baltimore".

Zapewne nie poznamy wszystkich przyczyn, dla których wielki mistrz tak efektownie wrócił z krótkiej emerytury. Ale chciałoby się wierzyć, że słowa o potrzebie olimpijskich przeżyć, o odświeżeniu spojrzenia na życie są prawdziwe.

Miło słyszeć, jak najbardziej utytułowany olimpijczyk w historii mówi, że chce być potrącany w wiosce przez innych sportowców, że cieszą go nawet przypadkowe spotkania z innymi gwiazdami, np. z Novakiem Djokoviciem, jednym z tych, których szczerze podziwia. Kiedyś pewnie by się minęli bez słowa, dziś było wspólne zdjęcie, parę ciepłych słów i życzenia dobrego startu.

Są nawet tacy, którzy twierdzą, że kurtyna nie zapadnie, że Phelps po Rio nie będzie mógł żyć bez adrenaliny i zwycięstw. Tak mówi Ryan Lochte, kiedyś jeden z największych rywali. – Zatęskni zaraz po odejściu. Mówię wam, że znów wróci – zapewnia.

Po niedzielnej nocy Phelps ma 23 medale igrzysk, z tego 19 złotych. To oznacza już ponad dwa razy więcej złota, niż zdobywały inne wielkie sławy sprzed lat: Carl Lewis, Mark Spitz, Paavo Nurmi i Larisa Łatynina. Oczywiście dyscyplina, którą wybrał Phelps, trochę pomogła. Usain Bolt, jedyny sportowiec, który w Rio może mu dorównać popularnością, ma trzy szanse na złoto w jednych igrzyskach. Inne sporty nie dają nawet tyle.

Olimpijskie nadzieje i obietnice wielu znakomitości pływania, takich jak Lochte lub Missy Franklin, były weryfikowane dość surowo. Wyczyn Phelpsa z Pekinu: osiem razy złoto na osiem szans, pozostanie na wieki osiągnięciem zapierającym dech.

Ograniczony apetyt

W Rio Amerykanin ogranicza swój złoty apetyt do pięciu konkurencji. Prawdę mówiąc, po tym, co zrobił z kolegami w pierwszej, już wiele więcej nie musi. Ale zachwyt i złota gorączka publiczności pewnie byłyby jeszcze większe, gdyby wygrywał z Chadem Le Closem z RPA, Węgrem Laszlo Csehem czy młodą gwiazdą sprintu na 100 m Josephem Schoolingiem z Singapuru.

Dziennikarze policzyli: gdyby Michael Phelps był krajem, to na olimpijskiej liście medalowej wszech czasów zajmowałby dziś 40. miejsce. Wyprzedzałby m.in. Austrię, Argentynę, Jamajkę, Czechy, Meksyk i Białoruś. W zasięgu Phelpsa są Etiopia, RPA i Brazylia. Polska z 64 złotymi medalami jest bezpieczna.

Korespondencja z Rio de Janeiro

Niedzielna noc przyniosła to, czego świat się spodziewał. Michael Phelps popłynął na drugiej zmianie w finale kraulowej sztafety 4x100 m, po 3 minutach i 10 sekundach już wiedział, że z pomocą kolegów poprawił medalowy rekord nie do pobicia przez innego sportowca. Publiczność znów zobaczyła zwycięską rundę mistrza wokół basenu, kto patrzył uważnie, dostrzegł łzę spływającą po policzku.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową
Sport
Paryż 2024. Kim jest Katarzyna Niewiadoma, polska nadzieja na medal igrzysk olimpijskich
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna