Jerzy Brzęczek i Jacek Magiera: selekcjoner reprezentacji z Rakowa Częstochowa

Dwaj najważniejsi trenerzy ruszyli w świat z Rakowa Częstochowa.

Aktualizacja: 29.04.2019 11:09 Publikacja: 29.04.2019 00:01

W roku 2009 ratowania klubu podjęła się grupa ludzi związanych z Rakowem, m.in. byli piłkarze Krzysz

W roku 2009 ratowania klubu podjęła się grupa ludzi związanych z Rakowem, m.in. byli piłkarze Krzysztof Kołaczyk oraz Jerzy Brzęczek.

Foto: Fotorzepa/Przemysław Szyszka

W związku z tym, że Raków właśnie awansował do ekstraklasy, przypominamy tekst z sierpnia 2018 roku.

Jerzy Brzęczek, nowy trener reprezentacji Polski powołany po klapie naszej drużyny w mistrzostwach świata rozgrywanych w Rosji, i Jacek Magiera, selekcjoner reprezentacji piłkarzy U20, „pochodzą" z Rakowa Częstochowa. Po latach chcieli i umieli spłacić dług wdzięczności wobec klubu, który ich kształtował, i trenera, który ich wychował.

Częstochowskie osiedla, boiska wysypane żwirem, za małe szatnie, kibice plujący łupinami słonecznika pod nogi podczas meczów ligowych...

Były czasy świetności w połowie lat 90., gra w I lidze, spotkania z Legią Warszawa, Wisłą Kraków czy Widzewem Łódź. Ale nawet wtedy Raków Częstochowa nie kojarzył się z bogactwem czy rozbudowaną infrastrukturą. A jednak to tam wychowywali się na piłkarzy Jerzy Brzęczek i Jacek Magiera, czyli dwaj trenerzy, przed którymi stoją teraz najtrudniejsze zadania w polskiej piłce.

Kapitan zawodowy

Jerzy Brzęczek niespodziewanie został selekcjonerem reprezentacji po nieudanych mistrzostwach świata w Rosji. Jak poskładać z powrotem drużynę, którą kilka tygodni zgrupowania, a potem krótki pobyt w Soczi rozbiło na atomy? Robert Lewandowski nagle „przestał być idealnym kapitanem kadry", Kamil Grosicki stracił swoje „turbo", a Wojciech Szczęsny został zapamiętany jako autor najdziwniejszego wyjścia z bramki w całym mundialu.

Teraz Brzęczek, były kapitan pierwszej reprezentacji, kadry olimpijskiej (tej od srebrnego medalu w Barcelonie), kapitan Olimpii Poznań, Tirolu Innsbruck, można rzec kapitan zawodowy, ma im pomóc wrócić na właściwe tory.

Magiera z takim gwiazdozbiorem nie ma do czynienia. Niedawno objął reprezentację do lat 20, a już w przyszłym roku Polska będzie gospodarzem mistrzostw świata w tej kategorii wiekowej. Czasu na przygotowania jest mało, a niedawne mistrzostwa Europy w kategorii U21, które też odbyły się u nas, pokazały, że gospodarzom nie jest łatwo w takich turniejach. Magiera ma jeszcze trudniej niż trener Marcin Dorna, selekcjoner U21, bo nie może liczyć na pomoc tak doświadczonych zawodników jak Karol Linetty, Bartosz Kapustka czy Mariusz Stępiński.

Brzęczek i Magiera zostali wybrani na przewodników w trudnych czasach. Są do siebie podobni charakterologicznie: spokojni, metodyczni, kulturalni, trzymający się z dala od skandali, nocnych imprez i pierwszych stron gazet. Obaj przywiązują wagę do szczegółów i ciężkiej pracy. Czy sobie poradzą? Tego nie wiadomo, ale można być pewnym, że postawą i zachowaniem wstydu nie przyniosą.

Na piłkarzy wychowywał ich ten sam klub – Raków Częstochowa, a nawet ten sam trener Zbigniew Dobosz. To postać niezwykle zasłużona dla częstochowskiej piłki, szkoleniowiec, który wypuścił w świat wielu świetnych zawodników – w ostatnim czasie do tej listy dopisali się Maciej Gajos i Mateusz Zachara. Kilka lat temu przegrał walkę z rakiem, co roku odbywa się turniej jego imienia, a jednym z organizatorów jest Jacek Magiera.

– Bardzo ważne jest, żeby spotkać ludzi, którzy zainspirują, podpowiedzą, popchną w odpowiednim kierunku. Miałem szczęście, że trafiłem w Rakowie na Zbigniewa Dobosza. Trener, pracujący z młodzieżą, spędza ze swoimi wychowankami bardzo dużo czasu. To, czego zdoła nauczyć, potem zostaje w młodym człowieku i jest stosowane w życiu. Zawsze, kiedy jestem w Częstochowie, staram się przyjść na grób trenera – mówi „Życiu Regionów" Jacek Magiera.

Chłopcy stąd

Raków w tamtych czasach to była grupa ludzi żyjących i oddychających futbolem. Nie było wielkich nazwisk, wielkich pieniędzy, raczej „chłopcy stąd", których znali ludzie przychodzący na trybuny, bo przecież często w pierwszej drużynie grali synowie znajomych, ludzie z okolicy.

– Trenowaliśmy 364 dni w roku, nawet w Wigilię przychodziliśmy rano na halę, żeby rodzicom nie przeszkadzać w przygotowaniach do świąt. Byliśmy jak jedna rodzina. Spotykaliśmy się ze starszymi wychowankami, którzy już poszli w świat, bo trener Dobosz dbał, żebyśmy się znali nawzajem i wspierali, kiedy było trzeba – dodaje Magiera.

Metody szkoleniowe trenera Dobosza były ciekawe i na miarę możliwości nowatorskie. Nie było specjalistycznego sprzętu, ale jeśli ktoś miał pasję, to potrafił poradzić sobie również z takimi ograniczeniami. – Trener Dobosz słynął z kontrowersyjnych metod, na które kiedyś patrzono z przymrużeniem oka, a dziś są uważane za oczywistość. Nie biegaliśmy bez sensu, wszystkie ćwiczenia wykonywaliśmy z piłkami. W czasie treningu było dużo gier, ćwiczyliśmy kombinacje, rozwiązywaliśmy takie piłkarskie „rebusy", uczyliśmy się myślenia. Zawodnicy, którzy przychodzili do Rakowa z innych klubów, na początku nie mogli się w tym połapać. W Olsztynie pod Częstochową ustawialiśmy boisko na zboczu wzgórza: w jednej połowie musieliśmy radzić sobie pod górkę, a w drugiej – z górki. Zdarzało się, że graliśmy w lesie. Siatki były zawieszane na drzewach. Musieliśmy pamiętać, żeby cały czas głowę mieć uniesioną, patrzeć przed siebie, bo w każdej chwili groziło zderzenie z drzewem – mówi trener Magiera.

Wspomina też, że nikogo nie trzeba było zachęcać do przychodzenia na trening. Młodzi piłkarze sami spotykali się godzinę przed zajęciami, dzielili na drużyny i grali swoją „ligę". Potem przychodził trener, robił normalne zajęcia, a najwytrwalsi zostawali po treningu i grali przy zapadającym zmroku.

– Za moich czasów trenowało się na betonie, na żwirze. Trawę pod stopami można było poczuć w przerwie meczu seniorów, jak się podawało piłki. Mogliśmy sobie wejść i kopnąć kilka razy. Potem były jeszcze pogawędki w szatni, która była tak mała, że siedzieliśmy jeden na drugim, ale nikomu to nie przeszkadzało. Byliśmy jednością – wspomina trener kadry do lat 20.

Nie przypomina to dzisiejszych klubów-korporacji, które jedyny sposób na związanie ze sobą piłkarzy-najemników widzą w rozbudowanych kontraktach, z wieloma paragrafami na wypadek różnicy zdań lub interesów. W Rakowie gra przechodziła z ojca na syna. Wśród ważnych postaci przedwojennego klubu byli działacze Polskiej Partii Socjalistycznej, ale jak mogło być inaczej, skoro cała okolica pracowała w Hucie Częstochowa?

Panowie inżynierowie

W historii klubu widać też historię II Rzeczypospolitej. Witold Basiński, historyk Rakowa i syn jednego z ważniejszych piłkarzy, a potem wieloletniego trenera Jana Basińskiego, opowiadał, że piłka nożna przywędrowała na te tereny razem z belgijskimi i francuskimi inżynierami, którzy przyjechali do przeżywającej rozkwit Częstochowy. Polacy widzieli, jak oni spędzają wolny czas, a że wielkim orędownikiem kultury fizycznej wśród robotników był wybitny polityk tego czasu Ignacy Daszyński, to na powstanie robotniczych klubów sportowych nie trzeba było długo czekać. Pierwszy klub, pod nazwą Racovia, pojawił się już w 1921 roku, ale miał problem z uzyskaniem osobowości prawnej z powodu luk w statucie.

1925 rok – drugie podejście...

Klub Racovia został rozwiązany i udało się go reaktywować dopiero w lipcu 1925 roku dzięki staraniom kilku działaczy. Przyjęto jednak inną nazwę. Od tej pory na sportowej mapie Polski widniał Robotniczy Klub Sportowy „Raków". To nie była tylko pusta nazwa, bo członkowie byli zobowiązani do ochraniania manifestacji organizowanych przez PPS. Po wyborach brzeskich 1930 roku sytuacja stawała się coraz bardziej napięta i doszło do ataku na częstochowski lokal PPS. Jeden z socjalistycznych działaczy w odwecie zastrzelił wtedy komisarza policji, prezesa Związku Pracy oraz ranił jednego z robotników. Na PPS rozpoczęła się nagonka, a skoro Raków był z partią powiązany, to także spotkały go represje.

...a w 1936 – trzecie

Klub niemal zaprzestał działalności, a na sportowe areny zawodnicy wrócili dopiero w 1936 roku. W czasie niemieckiej okupacji zawodnicy zapisali piękne karty, grali w tajnej lidze, mimo grożących za to represji. Józef Trauc, przed wojną gwiazda częstochowskiej piłki, został postrzelony przez Niemców w kolano i chociaż po wojnie dzięki wsparciu klubu przeszedł dwie operacje, z czego jedną w Warszawie, to pełnej sprawności nigdy nie odzyskał. Został działaczem i zajął się odbudową Rakowa.

W dalszym ciągu w klubie występowali ludzie z regionu, często tradycja gry przechodziła z ojca na syna. Mieczysław Basiński w czasie wojny był jednym z organizatorów konspiracyjnej drużyny, a po 1945 roku w Rakowie grali jego synowie: Bolesław, Romuald oraz Jan.

Sportowych rodów było więcej. W jednym z najsłynniejszych meczów w historii klubu, czyli finale Pucharu Polski z 1967 roku, wystąpił Witold Synoradzki. – Jego syn Sebastian grał ze mną w I lidze. Był jednym z czołowych zawodników. W Rakowie zawsze grało wielu piłkarzy z regionu, a nawet mieszkających na terenie Rakowa. Mało było ludzi z zewnątrz. Teraz to się zmienia, futbol stawia nowe wymagania. Do Rakowa przychodzą piłkarze prezentujący wysoki poziom – mówi Jacek Magiera.

Huta pomagała skromnie

Chociaż Raków mógł liczyć na wsparcie Huty Częstochowa, to jednak takiego bogactwa jak w klubach z Górnego Śląska nigdy nie było. Do Rakowa nie przychodziło się dla wielkich pieniędzy, raczej można było liczyć na pokazanie się i potem transfer gdzieś dalej, w większy piłkarski świat.

Zawodnicy byli zatrudnieni na etatach w hucie, ale nie zarabiali kokosów, raczej średnią krajową. Większe pieniądze pojawiły się dopiero po awansie do I ligi w 1994 roku.

To było wielkie wydarzenie w historii klubu i miasta – w drugim sezonie pobytu w I lidze Raków zajął ósme miejsce – ale też początek kłopotów. Gra na najwyższym poziomie wymagała zmian. Raków odszedł od swojej tożsamości. Pojawiło się wielu zawodników niezwiązanych z regionem. Klub spadł z ekstraklasy w 1998 roku i od tego czasu zsuwał się coraz niżej w hierarchii. Przez kilka sezonów grał nawet w IV lidze. Sytuacja finansowa była zła.

Potężny kryzys, ale...

Deficyt finansowy na koniec 2009 roku przekroczył milion złotych, pojawiły się problemy z rozliczeniem dotacji na szkolenie młodzieży, otrzymanych z urzędu miasta, do tego doszły ówczesne problemy sponsora – Huty Częstochowa. Chociaż ratowania klubu podjęła się grupa ludzi związanych z Rakowem, m.in. byli piłkarze Krzysztof Kołaczyk oraz właśnie Jerzy Brzęczek, to w styczniu 2010 roku zarząd podjął decyzję o rozpoczęciu procedury upadłościowej. Klub pozostał jednak w II lidze (trzeci poziom rozgrywkowy), a już niedługo później nadeszły lepsze czasy.

W styczniu 2015 roku 100 procent akcji Rakowa przejął Michał Świerczewski, właściciel firmy X-kom, handlującej sprzętem komputerowym. Klub powoli pnie się w górę. Pod jego wodzą zespół awansował na zaplecze ekstraklasy i sezon 2017/2018 skończył na bardzo dobrym siódmym miejscu.

W klubie rozwija się akademia, w dalszym ciągu trenują tam potencjalni następcy Magiery, Brzęczka i Kuby Błaszczykowskiego. W drużynach różnych kategorii wiekowych trenuje pół tysiąca dzieci. W kwietniu 2017 roku dyrektorem akademii został Marek Śledź, który wcześniej tymi samymi sprawami zajmował się w Lechu Poznań. Za jego czasów do pierwszej drużyny trafili m.in. Marcin Kamiński i Dawid Kownacki.

W 2017 roku dzięki budżetowi partycypacyjnemu przy ul. Limanowskiego powstały dwa niepełnowymiarowe boiska dla akademii – jedno ze sztuczną nawierzchnią i jedno w 95 procentach pokryte trawą naturalną. Na podobnych zasadach, w ramach budżetu obywatelskiego, zbudowano także boisko w 2015 roku.

Boisko marzeń

Czego Raków potrzebuje, by wrócić do ekstraklasy? Przede wszystkim nowoczesnego stadionu. Ten, na którym grają piłkarze, powstał w 1955 roku. Jest nadzieja, że i tutaj coś się zmieni. Zarząd Rakowa (jest nowy prezes Wojciech Cygan, który do niedawna kierował GKS Katowice) przedstawił niedawno plany remontu obiektu przy ul. Limanowskiego. Wzorem jest Termalica Bruk-Bet Nieciecza, która w kilka miesięcy unowocześniła swój stadion. Dlatego Raków nawiązał współpracę z tym samym projektantem. Wsparcie deklarują parlamentarzyści ziemi częstochowskiej, w planach jest pozyskanie dotacji z Ministerstwa Sportu i Turystyki. Zarząd Rakowa chciałby zakończyć prace do 30 czerwca 2019 roku.

Oby się udało, bo ten klub zasłużył na lepsze czasy. ©?

W związku z tym, że Raków właśnie awansował do ekstraklasy, przypominamy tekst z sierpnia 2018 roku.

Jerzy Brzęczek, nowy trener reprezentacji Polski powołany po klapie naszej drużyny w mistrzostwach świata rozgrywanych w Rosji, i Jacek Magiera, selekcjoner reprezentacji piłkarzy U20, „pochodzą" z Rakowa Częstochowa. Po latach chcieli i umieli spłacić dług wdzięczności wobec klubu, który ich kształtował, i trenera, który ich wychował.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna
Sport
Paryż przed igrzyskami olimpijskimi pozbywa się bezdomnych? Aktywiści oburzeni
IGRZYSKA OLIMPIJSKIE
Pomruk rewolucji. Mistrzowie z Paryża po raz pierwszy dostaną pieniądze za złoto
Olimpizm
Leroy Merlin wchodzi na nowy rynek. Wykończy mieszkania medalistów z Paryża
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sport
Francuzi podzieleni w sprawie Rosjan. Mer Paryża kontra Emmanuel Macron