Na początek kilka faktów świadczących, że nie jest robotem na rowerze. Uwielbia czekoladę i prawdziwe włoskie lody, ale musi trzymać wagę. Nie lubi cofającej się linii swoich włosów. Podoba mu się zwrot „hakuna matata”, który w swahili znaczy „nie martw się”. Uważa, że w filmie biograficznym jego rolę mógłby zagrać Matt Damon, gdyby zrzucił parę kilo.
Froome nie jest pierwszym Brytyjczykiem, któremu udało się wygrać Tour de France – trzy lata temu wyprzedził go Bradley Wiggins – jednak tylko on ma na koncie dwa tytuły.
Chris pomagał sir Bradleyowi, gdy ten wygrywał w 2012 roku. Francuska prasa nazwała go wtedy „Robin” – imieniem pomocnika Batmana. Koledzy z teamu Sky woleli mówić „Tintin”, bo jest dobrze ułożony i spokojny, niczym bohater słynnego komiksu.
Wkrótce po tamtym TdF obaj Brytyjczycy stanęli na podium igrzysk olimpijskich w Londynie – w jeździe indywidualnej na czas Batman-Wiggins triumfował, Robin-Froome był trzeci. Ale już rok później głównym bohaterem był Froome – wygrał swój pierwszy Tour de France.
Kilka miesięcy wcześniej Lance Armstrong przyznał się do dopingu w amerykańskiej telewizji, zatem pytania o korzystanie z niedozwolonych metod padały także pod adresem nowego mistrza. Konieczność odpierania zarzutów w chwili życiowego triumfu nie była miła, jednak Froome rozumiał wątpliwości kibiców, których kolarstwo oszukało już tak wiele razy. – Sam jestem w gronie zawiedzionych. Oni oszukiwali, ja nie – zapewniał.
Wsparł go szef grupy Sky, oferując Brytyjskiej Agencji Antydopingowej wszelkie parametry kolarza zarejestrowane podczas treningów i wyścigów. Ostatecznie dane z lat 2011–2013 przeanalizował francuski ekspert w tej dziedzinie Frederic Grappe. Doszedł do wniosku, że nie ma w nich nic podejrzanego, zauważył bardzo wysoki pułap tlenowy i nieprzeciętną zdolność regeneracji organizmu. Ale, jak z goryczą stwierdził kolarz, „są ludzie, którzy nie zmienią zdania niezależnie od tego, ile danych opublikujemy”.
Dlatego i tegoroczny szampan na Polach Elizejskich nie smakował idealnie. W ciągu trzech ostatnich tygodni Froome stoczył ciężką walkę – nie tylko z rywalami, ale też z kibicami i prasą. Im lepiej radził sobie na trasie, tym gorsze rzeczy słyszał, np. po imponującej ucieczce przed metą dziesiątego etapu, kończącego się morderczą wspinaczką. Jedynego etapu, który w tym roku wygrał. Właśnie 14 lipca, w rocznicę zdobycia Bastylii, Froome na dobre wywalczył żółtą koszulkę lidera TdF – z 12 sekund przewagi zrobiły się blisko trzy minuty.