Garść skrupułów i dwie łzy

Michael Jordan i Lance Armstrong to dwie strony tej samej monety. Film „Lance" opowiada podobną historię co „Ostatni taniec", tylko bohaterem jest banita, nie zwycięzca.

Publikacja: 13.07.2020 19:12

Lance Armstrong doping zaczął brać w wieku 21 lat

Lance Armstrong doping zaczął brać w wieku 21 lat

Foto: AFP

Stał na chodniku, czekał na samochód. Ktoś krzyknął: „Pie...l się oszuście" . Czterokrotnie. Minęła chwila, dołączyli inni. Sześć, siedem osób skandowało: „P...l się, p...l się, oszuście". Mężczyzna wszedł do budynku, podał barmanowi numer karty kredytowej i powiedział: – Płacę za wszystko, co tamci goście zjedzą i wypiją. Mam tylko jeden warunek. Podejdź do nich i powiedz: Lance stawia i przesyła pozdrowienia.

Tak się zaczyna film, na wstępie którego Armstrong obiecuje reżyserce Marinie Zenovich (zdobywczyni Emmy za dokument o Romanie Polańskim): – Opowiem ci moją prawdę. Tak jak ją pamiętam.

„Lance" to efekt ośmiu wywiadów, jakie Zenovich przeprowadziła z najsłynniejszym dopingowiczem między marcem 2018 i sierpniem 2019 r. O Armstrongu opowiadają jego bliscy, przyjaciele z dzieciństwa, dziennikarze, koledzy z zespołu, rywale. Wszystko składa się na czterogodzinną historię życia. Dużo w niej buty i cynicznych uśmiechów. Skruchy jest garść, łzy – może dwie. Film bohatera nie rozgrzesza, choć uczłowiecza, szukając źródeł zła w otoczeniu.

Lance urodził się, gdy jego matka miała 17 lat, ojciec porzucił rodzinę niedługo później. Ojczym Terry Armstrong miał dla dzieciaka twardą rękę, lał go nawet za niedomkniętą szufladę. To ważny trop. – Nie zostałby mistrzem beze mnie, bo zajeżdżałem go jak zwierzę – mówi. – Zawsze byłem przy nim, popychałem go i trenowałem, ale nie dałem tyle miłości, ile powinienem.

Chłopak wyniósł z domu przeświadczenie, że wygrana warta jest każdej ceny. Już jako dzieciak podrobił świadectwo urodzenia, żeby wziąć udział w zawodach, łamał zespołowe ustalenia, powtarzał, że nigdy nie będzie pracował na innych. Szybko pokazał oblicze tyrana, znęcał się nad rywalami, współpracownikami, kolegami z zespołu.

Paliwo rakietowe

Doping pierwszy raz wziął w wieku 21 lat. Kiedy Zenovich pyta go, czy świadomie, śmieje się, jakby musiał tłumaczyć świat naiwnemu dziecku. – Zawsze pytałem: „Co my tu mamy?". Wiedziałem, co dostaję, i się na to godziłem – opowiada. Zaczynał od kortyzonu, aż wreszcie doktor Michele Ferrari odkrył dla kolarstwa erytropoetynę, która stymulowała produkcję czerwonych krwinek.

– Z niskooktanowego dopingu przerzuciliśmy się na wysokooktanowy, to było paliwo rakietowe – nie kryje Armstrong i przekonuje, że EPO przyjmowane w odpowiednich dawkach, pod kontrolą kogoś z medycznym wykształceniem, jest bezpieczne. Peleton był wtedy jak Dziki Zachód. Nielegalne wspomaganie postrzegano jako naturalny element sportu, co ułatwiało pozbycie się poczucia winy.

Armstrong brał doping, zanim wykryto u niego nowotwór jądra, na którym zbudował legendę. Długo ignorował objawy, zaniepokoił się dopiero, kiedy zaczął kasłać krwią. Rak był w zaawansowanym stadium, z przerzutami do węzłów chłonnych, płuc, mózgu i brzucha. Lekarz powiedział mu, że ma od 20 do 50 procent szans na przeżycie, żeby dać mu nadzieję. Nieoficjalnie oceniał je na bliskie zera. Lance przetrwał, wrócił do ścigania półtora roku później i siedem razy z rzędu wygrał Tour de France.

Czy możliwe, że przyjmowanie nielegalnych substancji przyczyniło się do choroby?

– Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale na pewno nie powiem „nie" – mówi, bo przyjmował wówczas hormon wzrostu. Trudno powiedzieć, na ile gra, a na ile jest brutalnie szczery. Pancerz cynizmu na pewno zrzuca, kiedy opowiada o przyjaźni z Niemcem Janem Ullrichem, którego odwiedził, gdy ten wyszedł ze szpitala psychiatrycznego. Płyną łzy, które rodzą wściekłość. Bo gdzie jest sprawiedliwość, jeśli inni oszuści – Ivan Basso, Tyler Hamilton – są szanowanymi ekspertami, a on, Ullrich i Marco Pantani zostali zniszczeni?

Brzydszy brat

Film pokazuje człowieka, który kłamie i oszukuje, ale z drugiej strony – jak zauważa publicysta „Guardiana" – czy można się dziwić, że wobec brutalności i niepewności życia w Ameryce po Ronaldzie Reaganie Armstrong, ten modelowy reprezentant agresywnego pokolenia, po prostu nie widział innej drogi na szczyt?

Jest jak brzydszy brat Michaela Jordana, kolarz i koszykarz to awers i rewers tej samej monety. Obaj byli wybitnymi sportowcami, których wielkość rodziła się z talentu, pracy, zuchwałości, skłonności do tyranii czy wręcz pogardy dla innych oraz niezachwianej wiary we własną wybitność.

Kiedy jednak Jordan w serialu „Ostatni taniec" opowiada o sobie z uśmiechem i szklanką whiskey, Armstrong sprawia wrażenie wkurzonego. Sport wypluł go na margines, choć przecież rywalizował w czasach, kiedy wszyscy godzili się na regułę: „Ja oszukuję, ty oszukujesz, niech wygra lepszy".

A może wystarczyłoby, żeby Armstrong przyjął do swojego zespołu wracającego po dopingowej banicji Floyda Landisa (miał podwyższony poziom testosteronu podczas wygranego Tour de France w 2006 roku), zamiast nazywać go „radioaktywnym"? Może wtedy kolarz z Pensylwanii nie ruszyłby lawiny zeznań i wyrzutów sumienia, które pogrzebały Lance'a? Może dziś Armstrong cieszyłby się estymą porównywalną do Jordana, jeśli nie większą, dzięki założeniu fundacji Livestrong do walki z rakiem?

O ile koszykarz był cichym współproducentem „Ostatniego tańca" i czuwał nad produkcją, o tyle kolarz na „Lance'a" nie miał wpływu. Podobno dostał kopię filmu przed premierą, ale nie przypadła mu do gustu. Nie był na premierze podczas festiwalu Sundance, nie brał udziału w promocji. Dziennikarz David Walsh (to w dużym stopniu on swoim uporem i pasją pogrzebał Armstronga) napisał na łamach „The Times", że Zenovich „rzuciła mu linę, a on sam się na niej powiesił".

Jedno z najważniejszych pytań, klucz do Armstronga, pada na początku drugiej części filmu. „Czy chciałbyś coś znaczyć?" – zastanawia się Zenovich. Lance odpowiada: „Wiem, że to zabrzmi strasznie, ale coś znaczę", jednak nie wygląda, jakby sam w te słowa wierzył.

Film „Lance" dostępny jest

Stał na chodniku, czekał na samochód. Ktoś krzyknął: „Pie...l się oszuście" . Czterokrotnie. Minęła chwila, dołączyli inni. Sześć, siedem osób skandowało: „P...l się, p...l się, oszuście". Mężczyzna wszedł do budynku, podał barmanowi numer karty kredytowej i powiedział: – Płacę za wszystko, co tamci goście zjedzą i wypiją. Mam tylko jeden warunek. Podejdź do nich i powiedz: Lance stawia i przesyła pozdrowienia.

Tak się zaczyna film, na wstępie którego Armstrong obiecuje reżyserce Marinie Zenovich (zdobywczyni Emmy za dokument o Romanie Polańskim): – Opowiem ci moją prawdę. Tak jak ją pamiętam.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową