Europejska Federacja Piłkarska (UEFA) jakiś czas temu przedstawiła swoją propozycję. Działacze, ratując się przed rokoszem najbogatszych i najpotężniejszych klubów, groźbą utworzenia przez nie na własną rękę Superligi, forsują projekt z czterema ośmiozespołowymi grupami, a nie ośmioma czterozespołowymi jak dotychczas.
Takie rozwiązanie miałoby zapewnić większą liczbę meczów. Zamiast sześciu gwarantowanych spotkań w grupie każdy klub rozgrywałby 14 meczów. Powód jest oczywisty – pieniądze.
Aby jednak Liga Mistrzów w nowym formacie – według projektu po raz pierwszy miałaby zostać rozegrana w sezonie 2024/2025 – mogła się ziścić, UEFA szuka wolnych terminów w napiętym do granic możliwości kalendarzu. A terminów nie widać. Poważnie rozpatrywany jest ponoć pomysł, by ograniczyć domowe ligi, a niektóre spotkania nowej Champions League rozgrywać w weekendy.
Długo na straży starego porządku, chroniącego mniej zamożnych, stało stowarzyszenie europejskich klubów ECA. Jednym z jego wiceprezesów jest obecny w Madrycie właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski.
Kiedy jednak latem zeszłego roku szefem ECA został prezes Juventusu Andrea Agnelli, organizacja ta zaczęła mocniej przeć w kierunku zamkniętej dla maluczkich ligi, skupiającej wyłącznie najbogatszych. Agnelli nie przejmuje się zbytnio krytyką i otwarcie mówi, że przyszłością europejskiej piłki jest Superliga.