Sebastian Coe, szef komitetu organizacyjnego poprzednich igrzysk w Londynie, 100 dni przed uroczystością otwarcia martwił się już tylko brytyjską pogodą. Osiem lat temu Chińczycy z podobnej okazji dawali odpór krytyce z powodu łamania praw człowieka w Tybecie i zapewniali, że poradzą sobie z zanieczyszczeniem powietrza nad Pekinem.
Studniówka przed igrzyskami zimowymi w Soczi przebiegała wśród protestów organizacji LGBT z powodu zmian rosyjskiego prawa, w tle było zagrożenie atakami terrorystycznymi. Dlatego wokół olimpijskich obiektów widzieliśmy baterie dział, żołnierzy na Morzu Czarnym, na lądzie i w powietrzu.
Sandy Holloway, przewodnicząca komitetu organizacyjnego igrzysk w Sydney (2000), mówiła, że euforii po pokonaniu innych kandydatów szybko zaczyna towarzyszyć panika, gdy widać ogrom pracy. Jest zderzenie z brutalnymi realiami, mozół budowy i rozwiązywania tysięcy problemów, aż wreszcie nadchodzi dzień, w którym igrzyska się zaczynają, i nagle świat zaczyna dostrzegać magię sportu.
Brazylijczycy 100 dni przed startem pierwszych igrzysk w Ameryce Południowej mają kłopoty, jakich nie miał nikt inny. – W olimpijskiej historii nie było tak trudnej sytuacji tak blisko igrzysk – potwierdził w BBC Mario Andrada, dyrektor ds. komunikacji w komitecie organizacyjnym Rio 2016.
W polityce na pewno nie będzie spokoju: prezydent Dilma Rousseff po niedawnej decyzji Izby Deputowanych rekomendującej procedurę impeachmentu ogłosiła twardo, że na dymisję się nie zgodzi. Sprawa formalnie idzie do Senatu (na rozstrzygnięcie trzeba 180 dni), faktycznie wyszła dawno na brazylijskie ulice.