– Kiedy nie gramy dobrze, mówię o tym otwarcie. Ale teraz tego nie czuję. To był świetny mecz w naszym wykonaniu, dopuściliśmy rywali do zaledwie kilku sytuacji – tą wypowiedzią Pep Guardiola zaskoczył wszystkich po ubiegłotygodniowej porażce w Londynie 0:1.
Kibice widzieli co innego. Manchester City nie wykorzystał rzutu karnego ani faktu, że kontuzji doznał największy gwiazdor przeciwników Harry Kane (nie pomoże Tottenhamowi także w rewanżu), oddał tylko dwa celne strzały i przegrał po bramce Sona Heung-mina. Znów nie potrafi sprostać roli faworyta.
Na ten problem zwrócił uwagę Ilkay Guendogan.
– Mam wrażenie, że ciągle nie radzimy sobie z tremą. Dopóki nie pozbędziemy się nerwów w ważnych spotkaniach, nie możemy być nazywani wielką drużyną – nie szczędzi gorzkich słów sobie i swoim kolegom pomocnik reprezentacji Niemiec.
Przed rokiem piłkarze Guardioli przeżyli – także w ćwierćfinale LM – koszmarny wieczór na Anfield. Przegrali z Liverpoolem 0:3, ale gdy w rewanżu już po dwóch minutach objęli prowadzenie, wydawało się, że są w stanie odrobić straty. Nic bardziej mylnego. Liverpool dotrwał do przerwy, a później zadał dwa ciosy, po których rzucił gospodarzy na deski. Czy Guardioli udało się wyciągnąć wnioski z tej bolesnej lekcji?