W Polsce napięcie jest stopniowane. Teraz najważniejsza jest przeciętność. Walka nie toczy się o pierwsze miejsce, tylko o ósme. Zajmujący siódmą pozycję Ruch jest niemal pewny gry o mistrzostwo. Zapracował na to na boisku. Jednak ironią losu jest to, że do walki o miano najlepszej drużyny w Polsce przystąpi klub, który kilka dni temu stał na skraju przepaści. Gdyby nie pożyczka od miasta (zresztą udzielona niejednogłośnie), Ruch mógłby upaść.
Ósma jest Lechia, a dziewiąta Jagiellonia.
To ważne, bo według wyrafinowanego regulaminu po 30 kolejkach pierwszych osiem drużyn przystąpi do walki o tytuł, a pozostałe będą się bronić przed spadkiem. A wszystkim zostanie odebrana połowa zdobytych punktów. Inaczej mówiąc, Legia jeszcze nie jest mistrzem, a zamykające dziś tabelę Górnik Zabrze i Górnik Łęczna jeszcze nie spadły. Przed rokiem po rundzie zasadniczej Legia też była liderem, a mistrzem został Lech.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie da się ukryć, że jest ciekawie, chociaż niekoniecznie dobrze. W piątek i sobotę gospodarze nie odnieśli ani jednego zwycięstwa. Cracovia ledwie zremisowała w Krakowie z Łęczną, a Lech przegrał w Poznaniu ze Śląskiem prowadzonym przez poznaniaka Mariusza Rumaka.
Z oceną meczów różnie bywa, bo każdy widzi inaczej. Dotyczy to nie tylko prostych kibiców, ale i wykształconych trenerów. Piotrowi Nowakowi spotkanie jego Lechii z Legią bardzo się podobało, a Stanisławowi Czerczesowowi – wprost przeciwnie. Tym razem bliżej mi do Czerczesowa.