Szczepłek: Biały Anioł odleciał

O śmierci Edmunda Piątkowskiego dowiedzieliśmy się z krótkich notatek. W największych portalach ważniejsze były informacje, które żyją parę godzin.

Publikacja: 30.03.2016 19:12

Szczepłek: Biały Anioł odleciał

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Edmund Piątkowski był dyskobolem, jednym z symboli Wunderteamu – legendarnej polskiej reprezentacji lekkoatletycznej, która w latach 50. i 60. należała do najlepszych na świecie. Jej zawodnicy bili rekordy i hurtem zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach Europy. Memoriał Janusza Kusocińskiego, organizowany w czerwcu na Stadionie Dziesięciolecia, miał rangę dzisiejszych mityngów Diamentowej Ligi. Mecze lekkoatletyczne z USA i innymi potęgami gromadziły na tym samym stadionie po 100 tysięcy ludzi.

Sławę Piątkowskiemu przyniosły mistrzostwo Europy i rekord świata. Tytuł mistrza kontynentu zdobył w roku 1958 w Sztokholmie, skąd Polacy wracali z ośmioma złotymi medalami. Rok później, podczas Memoriału Kusocińskiego, pobił rekord świata należący do Amerykanina Fortune'a Gordiena. Rzucił na odległość 59 m i 91 cm.

Ten wynik długo był hasłem dla pokolenia urodzonego przed wojną lub w latach 40. Jeszcze niedawno, kiedy poznawaliśmy się bliżej z prof. Jerzym Bralczykiem, który wie wszystko o Wunderteamie, padło testujące pytanie o wynik Piątkowskiego. To coś takiego jak poranna rozmowa Józefa Hena z Tadeuszem Konwickim po rekordowym rzucie oszczepnika Janusza Sidły. – Zamiast „dzień dobry" powiedzieliśmy sobie „Sidło" – wspominał Józef Hen. – Nic więcej nie trzeba było mówić.

Piątkowski stał się przyczyną mojej pierwszej interwencji w prasie. Widząc w „Przeglądzie Sportowym" jego zdjęcie obok tekstu dotyczącego zawodów na Stadionie Dziesięciolecia, zorientowałem się, że fotografia nie pochodzi z tego wydarzenia. Zadzwoniłem więc z pretensjami do redakcji, mówiąc, że byłem na meczu i widziałem, że Piątkowski był ubrany inaczej. Miałem jakieś 14 lat i chyba tylko mój głos zdradzający mutację uratował mnie przed gniewem redaktora.

Moje pretensje były zasadne. Piątkowski startował zwykle ubrany od stóp do głów na biało. Pod koszulką widać było wspaniałe mięśnie, które nam, chłopakom czytającym „Sport dla Wszystkich" i liczącym na kariery kulturystów, bardzo imponowały. Nic dziwnego, że nosił przydomek Biały Anioł. Kiedy więc raz włożył ciemne spodenki, ludzie (a więc i ja) podejrzewali, że ktoś się pod naszego bohatera podszywa.

Jego przydomek szedł w parze z charakterem. Był cichy, można było odnieść wrażenie, że męczy go sława. Żyje coraz mniej osób, które mogłyby coś o nim powiedzieć. Tym bardziej że od dawna Piątkowski unikał kontaktów ze swoim dawnym, coraz zresztą mniej licznym, środowiskiem. Nie przychodził na spotkania olimpijczyków. Mieszkał z żoną Marią Chojnacką-Piątkowską, która dla kibiców była zawsze Marysią. Należała do czołówki polskich skoczkiń w dal, sprinterek i płotkarek. Podobnie jak mąż trzykrotnie reprezentowała Polskę na igrzyskach olimpijskich. To było jedno z najbardziej znanych sportowych małżeństw w Polsce. Biały Anioł przez kilka lat mierzył się z koalicją miotaczy amerykańskich, rywalizował z Jayem Silvestrem, kto pierwszy rzuci dyskiem ponad 60 m, a myśmy bardzo się tym podniecali.

Wygrał Amerykanin. Jego rekord, ustanowiony latem 1961 roku, wyniósł 60,56 m. Polak odpowiedział wynikiem 60,47 m, który był rekordem Europy. Potem pojawili się Czech Ludwik Danek i Szwed Ricki Bruch, o którym mówiono, że z powodu nadmiernego spożycia środków dopingujących, kręcąc się w kole, świeci jak żarówka. Kończył się sport dla Białych Aniołów.

Edmund Piątkowski pochodził spod Konstantynowa Łódzkiego. W tym mieście zaczynał karierę. Potem bronił barw Włókniarza Łódź, Śląska Wrocław i – przez dziesięć lat – Legii. W Warszawie skończył studia na Wydziale Ekonomiki Przemysłu SGPiS. Był ekonomistą informatykiem, pracownikiem naukowym Wojskowej Akademii Technicznej.

W roku 1959 wygrał plebiscyt „Przeglądu Sportowego" na najpopularniejszego sportowca w Polsce. Od tamtej pory minęło prawie 57 lat. Kiedy w redakcji przeczytaliśmy głośno depeszę PAP o śmierci Edmunda Piątkowskiego, Jacek Marczyński, wybitny krytyk muzyczny, powiedział od razu znad komputera: – 59,91.

Edmund Piątkowski był dyskobolem, jednym z symboli Wunderteamu – legendarnej polskiej reprezentacji lekkoatletycznej, która w latach 50. i 60. należała do najlepszych na świecie. Jej zawodnicy bili rekordy i hurtem zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach Europy. Memoriał Janusza Kusocińskiego, organizowany w czerwcu na Stadionie Dziesięciolecia, miał rangę dzisiejszych mityngów Diamentowej Ligi. Mecze lekkoatletyczne z USA i innymi potęgami gromadziły na tym samym stadionie po 100 tysięcy ludzi.

Sławę Piątkowskiemu przyniosły mistrzostwo Europy i rekord świata. Tytuł mistrza kontynentu zdobył w roku 1958 w Sztokholmie, skąd Polacy wracali z ośmioma złotymi medalami. Rok później, podczas Memoriału Kusocińskiego, pobił rekord świata należący do Amerykanina Fortune'a Gordiena. Rzucił na odległość 59 m i 91 cm.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową