– Jak zareagowałem na wiadomość, że wylosowaliśmy Borussię? Głośno się roześmiałem. Przeczuwałem, że tak się stanie – wspomina Thomas Tuchel, dziś trener PSG, jeszcze trzy lata temu pracujący w Dortmundzie.
W 2015 roku zastąpił Juergena Kloppa, można powiedzieć, że jest jego cieniem, bo tak samo jak poprzednik trafił tam z Mainz. I choć wróżono mu równie wielką karierę, przez dwa sezony wywalczył tylko Puchar Niemiec. Trzy dni później został zwolniony. Jego przyszłość w Paryżu też jest niepewna. Zależy od sukcesu w Lidze Mistrzów.
PSG od trzech lat ma kłopot z awansem do ćwierćfinału. Porażkę z Realem zrozumieć można, ale to, co wydarzyło się w rewanżowych meczach z Barceloną i Manchesterem United, wytłumaczyć ciężko. Trzy gole stracone na Camp Nou w siedmiu ostatnich minutach, bramka Marcusa Rashforda z rzutu karnego w doliczonym czasie do dziś śnią się pewnie francuskim kibicom po nocach. Złośliwi żartują, że nie istnieje taka przewaga, której paryżanie nie byliby w stanie roztrwonić.
Na domiar złego znów w pełni sił nie jest Neymar. Ani we wspomnianym rewanżu z Realem, ani w obydwu spotkaniach z United brazylijski gwiazdor zagrać nie mógł, bo był kontuzjowany. Ostatnie tygodnie również spędził na leczeniu (stłuczone żebro). Do Dortmundu poleciał, ale czy wyjdzie na boisko i w jakiej formie będzie, można się tylko domyślać.
W czwartek uczestniczył w pokazie mody w Duesseldorfie, gdzie prezentowana była kolekcja jego ubrań. Zdaniem francuskich dziennikarzy nie wyglądał na człowieka, który zmagałby się z bólem. Wręcz przeciwnie – na czerwonym dywanie pozował do zdjęć z modelkami, chętnie robił sobie selfie z kibicami i z uśmiechem rozdawał autografy. Mówiąc krótko, był w swoim żywiole.