Rzeczpospolita: Przed nami zimowe igrzyska olimpijskie, w których udział wezmą również zawodnicy z krajów egzotycznych, takich, w których np. nie ma śniegu. Co sprawia, że decydują się oni na udział w igrzyskach sportów zimowych?
Janusz Zaorski: Edmund Hillary, który wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem jako pierwszy stanął na szczycie Mount Everestu, na pytanie, dlaczego wspina się po górach, odparł: „Bo są". Człowiek chce po prostu stawiać wyzwania wszystkiemu, co spotka na swojej drodze. Tak samo jest ze sportowcami z egzotycznych krajów.
Którzy mimo braku sukcesów w dyscyplinach zimowych są zakorzenieni w popkulturze. Z inspiracji drużyną bobslejową z Jamajki, występującą na zimowych igrzyskach olimpijskich w Calgary, powstał film „Reggae na lodzie".
Pełnometrażowego filmu biograficznego doczekał się także brytyjski skoczek narciarski Eddie „Orzeł" Edwards, prawdopodobnie najgorszy sportowiec w historii tej dyscypliny.
Pamiętam, jak w latach młodości z okna rodzinnego mieszkania przy al. Niepodległości w Warszawie oglądałem Wyścig Pokoju. To był 5. kilometr. Najpierw widziałem peleton, a dopiero po 10 minutach jechali Hindusi w turbanach. Niedaleko nas była budka z piwem i oranżadą, więc oni zatrzymywali się, by napić się oranżady, i jechali dalej. Wprawdzie na metę przyjeżdżali 2–3 godziny po zwycięzcy etapu, ale ich udział w wyścigu był niezwykle malowniczy. To było coś fantastycznego. Jednak potem wprowadzono limit czasu, który wykluczył ich z rywalizacji...