Chłopak od małego miał skrzydła. I te symboliczne, jakie w sportowych opowieściach zwykle dokleja się skoczkom, i takie z kartonu i sznurka.
Dziś mówi, że obiema pasjami, skokową i modelarską, zaraził się jednocześnie. Można więc najpierw pisać o pierwszych modelach ze styropianu, o pracowni w piwnicy domu w Szaflarach, o tym, jak powoli dochodził do modeli sterowanych radiem, z elektrycznymi lub spalinowymi silnikami. Albo o trzymetrowych szybowcach, które też buduje. Model auta również ma.
Dawid Kubacki każde zajęcie traktuje serio. Kto wie, jak bardzo serio, spyta: – Który byłeś w klasie F3C? Albo F3N? Odpowie, że już raz wygrał. F3 to kategoria modeli sterowanych, klasa F3C to są śmigłowcowe figury statyczne, klasa F3N – jazda freestyle'owa z muzyką. Dawid bywa też sędzią. W Aeroklubie Nowotarskim jest ze swymi helikopterami często, na zawody skokowe czasem bierze srebrną walizeczkę.
Zrobi też licencję pilota szybowcowego. Tylko musi mieć czas. Wiosną ubiegłego roku w Rybniku dzięki stacji TVN poczuł emocje z mistrzem Polski w akrobacji samolotowej Arturem Kielakiem. Trzymał przez chwilę stery. Już wie, że może być pilotem.
Skrzydła skoczka doprawił mu przypadek. W marcu 1996 roku, kilka dni po szóstych urodzinach małego Dawida, Adam Małysz wygrał na wzgórzu Holmenkollen swój pierwszy konkurs PŚ. Tego Kubacki nie pamięta. Pamięta natomiast, że wcześniej oglądał skoki w telewizji i mu się podobały.