Kontrolerzy wyjechali z Moskwy w piątek, po tym jak odmówiono im dostępu do części danych z bazy komputerowej pod pretekstem, że ich sprzęt informatyczny nie ma certyfikatu w Rosji.

WADA miała obiecany przez Rosjan dostęp do wszystkich danych i próbek związanych z państwowo organizowanym dopingiem w latach 2011 - 2015. Kierownictwo WADA dziwi się, że Rosjanie nie podnosili tej sprawy podczas spotkania 28 listopada, gdy uzgadniano szczegóły związane z wizytą kontrolerów w Moskwie. Ich szef hiszpański doktor Jose Antonio Pascual ma w połowie stycznia przedstawić raport z wizyty i od jego treści zależy to, czy dopingowe laboratorium w Moskwie ponownie otrzyma akredytację WADA (obecnie, po trzyletniej przerwie, ma ją czasowo do 31 grudnia, po obietnicy, że przed końcem roku udostępni kontrolerom wszystkie dane).

Konsekwencje dla Rosjan mogą być nawet poważniejsze, niż cofnięcie akredytacji dla laboratorium, z zakazem organizacji imprez międzynarodowych oraz zakazem startów rosyjskich sportowców pod ojczystą flagą włącznie.

Szef WADA sir Craig Reedie, który wbrew krytyce części środowiska sportowego zaangażował się w proces dopingowego pojednania z Rosją, znalazł się w trudnej sytuacji. Wciąż jest krytykowany za to, że chce Rosjanom wybaczyć, choć nigdy nie uznali oni swoich win. Teraz, po porażce pierwszej misji w Moskwie, Reedie podkreśla, że choć praca kontrolerów nie została ukończona, to otrzymali oni wiele informacji i ma nadzieję, że wizyta ostatniej szansy 28 grudnia przyniesie postęp i Rosjanie w pełni dotrzymają słowa. Obiecuje to minister sportu Rosji Paweł Kołobkow, który stwierdził, że „do rozwiązania jest tylko kilka technicznych szczegółów”.