Trudno stwierdzić, że Polakowi do podium zabrakło niewiele – do trzeciego Belga Victora Campenaertsa stracił ponad 40 sekund, a złoto było całkowicie poza jego zasięgiem. Nie tylko zresztą jego. Dennis na 52-kilometrowej trasie minął dwóch jadących przed nim znakomitych rywali – brązowego i złotego medalistę sprzed dwóch lat: Hiszpana Jonathana Castroviejo oraz Białorusina Wasila Kiryjenkę. Broniący tytułu Tom Dumoulin, który ostatnie tygodnie poświęcił wyłącznie przygotowaniom do czasówki, stracił do Australijczyka ponad minutę. Holender na mecie był bardziej załamany niż zmęczony.

Kwiatkowski przegrał z wybitnymi specjalistami w tej konkurencji. Sam podkreślał, że pojechał najlepszą w życiu tak długą czasówkę. Wypada dodać, że czwarte miejsce to i tak najlepszy wynik polskiego kolarza na MŚ w jeździe na czas. Dwa lata temu w Dausze tuż za podium był Maciej Bodnar. On w Innsbrucku zajął 17. pozycję i do Dennisa miał ponad cztery minuty straty. Wykończył go – podobnie jak wielu – pięciokilometrowy podjazd w drugiej części trasy.

Zwycięzca z Australii jest kolejnym przykładem na to, jak ważną rolę w kształtowaniu szosowych kolarzy odgrywa jazda na torze. Dennis jest mistrzem świata w jeździe drużynowej na dochodzenie z 2011 roku i srebrnym medalistą olimpijskim z Londynu w tej konkurencji. Do kolarstwa trafił z pływalni. Trenerzy zalecili mu ściganie się na rowerze po przeprowadzonych badaniach, z których wynikało, że kolarstwo bardziej pasuje do jego profilu psychologicznego.

Mistrzostwa trwają dalej. Od czwartku rozpoczyna się rywalizacja we wszystkich kategoriach wiekowych u kobiet i mężczyzn w wyścigu ze startu wspólnego. W sobotę pojadą kobiety z elity, w tym znajdująca się w dobrej formie Katarzyna Niewiadoma. W niedzielę na 258-kilometrowej trasie ścigać się będą mężczyźni. Polska wystawia sześcioosobową drużynę. Jej liderami będą Rafał Majka i Michał Kwiatkowski. Nie można wykluczyć walki Polaków o medal.