„Jeśli równie drobiazgowe śledztwo przeprowadzono by gdzie indziej, jestem pewna, że rezultaty byłyby zaskakujące - uważa Isinbajewa, która została ostatnio nadzorcą Rosyjskiej Agencji Antydopingowej, a wcześniej członkiem MKOl.

Dwukrotna mistrzyni olimpijska podkreśla, że nie wierzy w państwowy rosyjski dopingowy spisek, jej zdaniem każdy sportowiec odpowiada sam za siebie. Ostro krytykuje tylko środowisko chodziarzy, których dyskwalifikowano hurtowo. Uważa, że byli oni wstydem rosyjskiego sportu.

We własnej sprawie, o pozbawieniu jej prawa startu w Rio mówi następująco: „Miałam nadzieję, że Sebastian Coe (szef Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej - przyp. red.) pozwoli mi wystartować. Wierzyłam w to aż do dnia kwalifikacji. Kiedy poprosił mnie o wsparcie gdy kandydował, udzieliłam mu go bez wahania. A on wpisał mnie na listę wraz z innymi, nie wziął pod uwagę tego kim jestem, mojej historii, braku wątpliwości co do mojego postępowania. Sebastian Coe nie okazał mi żadnego szacunku. To mnie zraniło”.

Na pytanie, czy nie przeszkadza jej to, że jest uznawana za osobę zbyt bliską rosyjskim władzom, Isinbajewa odpowiada: „Wszyscy wiedzą, że jestem osobą niezależną. Nie można mną manipulować. Kiedy coś mówię czy robię, to jest mój wybór, kiedy krytykuję, to jest moja opinia. Jestem patriotką, ale nie marionetką”.