To jedna z największych bokserskich sensacji ostatnich lat. Ukrainiec przegrał w Duesseldorfie jednogłośnie na punkty (112:115, 112: 115, 111: 116) z ekscentrycznym Anglikiem Tysonem Furym.

To była 19. z rzędu walka w obronie mistrzostwa 39-letniego boksera, który nie potrafił znaleźć sposobu na 12 lat młodszego rywala. Ukrainiec przede wszystkim walczył bardzo asekuracyjnie, wręcz bojaźliwie. W akcjach ofensywnych nie podejmował żadnego ryzyka. Fury natomiast uciekał z linii ciosów i dużo balansował tułowiem. W efekcie kibice obejrzeli mało widowiskową i nudną walkę.

Dwie pierwsze rundy były wyrównane, ale obaj zadali mało ciosów. Trzecie starcie minęło praktycznie bez czystego uderzenia z obu stron. Wbrew oczekiwaniom Kliczko nie przyśpieszał tempa i nie dążył do wymiany ciosów. Fury natomiast prowokacyjnie opuszczał ręce i "tańczył" w ringu. Jednak kilkakrotnie trafił utytułowanego rywala w półdystansie.

W efekcie jednego z takich uderzeń, od piątej rundy Ukrainiec walczył z rozciętą skórą na kości policzkowej. Wraz z upływem czasu kontuzja się pogłębiała. Poważne kłopoty Kliczko miał jednak w dziewiątym starciu po mocnym sierpowym rywala. Z kolei w 11. rundzie Fury był bliski zakończenia walki przed czasem. Po mocnym ciosie Ukrainiec był zamroczony, ale sędzia ukarał Brytyjczyka ostrzeżeniem za klinczowanie.

Ostatecznie sędziowie zadecydowali o wygranej 27-letniego Fury'ego. Niepokonany Brytyjczyk (25 zwycięstw, z czego 18 przed czasem), sięgnął po tytuł już w pierwszej walce o mistrzowskie pasy. Ukrainiec (64 zwycięstwa, 54 przed czasem - 4 porażki) nie przegrał w ringu od 2004 roku. Kliczko nie był zaskoczony werdyktem, w wypowiedzi po walce przyznał, że rywal był lepszy i poinformował, że będzie rewanż.