Patryk Jaki i jego żona Anna od trzech lat są szczęśliwymi rodzicami synka z zespołem Downa. Wiceminister przyznawał w wywiadach, że lekarze proponowali przeprowadzenie aborcji.
W środę Patryk Jaki głosował za odrzuceniem w pierwszym czytaniu projektu ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie autorstwa komitetu obywatelskiego "Ratujmy Kobiety 2017" oraz za dalszym procedowaniem projektu ustawy zaostrzającej przepisy dotyczące aborcji autorstwa komitetu "#ZatrzymajAborcję". Autorzy drugiego z tych projektów proponują wykreślenie z obowiązującej ustawy "o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży" przesłanki zezwalającej na legalne przerwanie ciąży ze względu na ciężkie wady płodu.
- Większość aborcji "eugenicznych" w Polsce, to są aborcje dzieci z zespołem Downa. To jest najczęstszy przypadek - powiedział w Polsat News Patryk Jaki.
- O tym, że dziecko ma zespół Downa, dowiaduje się zazwyczaj matka podczas badania połówkowego. Żeby to potwierdzić i dokonać tej aborcji, musi wykonać jeszcze dwa badania: Test PAPP-A i amniopunkcję. Zwyczajowo te badania, po teście połówkowym, to jest siódmy miesiąc ciąży, czyli często wtedy, kiedy dziecko jest zdolne do samodzielnego życia - tłumaczył wiceminister.
Według niego nieuprawnione jest więc mówienie na tym etapie o "zlepku komórek". - Dochodzi do takich sytuacji, że takie dzieci przeżywają aborcję - tak było w Opolu, tak było w szpitalu we Wrocławiu i tak było w Warszawie - i potem takie dziecko umiera w misce. Kilka minut płacząc umiera w misce - tylko dlatego, że jest niepełnosprawne - mówił.