Słabsza siostra w tym układzie: władza sądownicza, nagle zaczęła wyrastać w nim na równorzędną władzy ustawodawczej i wykonawczej, ku ich niezadowoleniu. Podnosiły, że trzecia władza nie ma aż tak silnej legitymacji demokratycznej, aby się z nimi równać. Jej mandat nie pochodzi przecież bezpośrednio z wyborów.
Oczywiście spór wywoływał gorące emocje, rodził oskarżenia o zamach na demokrację i państwo prawa. Więcej tu jednak było figur retorycznych rozpalonych komentatorów i polityków. Bo w istocie spór ciągle mieścił się w systemie.
Ostatnie wydarzenia: • niezastosowanie się przez TK do nowego trybu rozpatrywania spraw, który wprowadziła tzw. ustawa naprawcza PiS, i w konsekwencji jej uchylenie; • symetryczna do tego posunięcia reakcja władzy wykonawczej, która nie uznała orzeczenia TK, oświadczając, że nie opublikuje go w Dzienniku Ustaw; • deklaracje, że wyroki TK wydawane w starym trybie będą respektowane przez sądy, podobnie jak ten dotyczący tzw. ustawy naprawczej, mimo że nie zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw, a sam TK będzie orzekał na podstawie starej procedury – wszystko to sprawia, że spór się zaostrza, co może być niebezpieczne dla państwa i jego systemu prawnego. Grozi nam narodzenie się i utrwalanie swoistego dualizmu prawnego, w którym wyroki i ich konsekwencje prawne będą uznawane przez część sądów, urzędów i instytucji, a przez inne nie. Chaos prawny, jaki z czasem może się wytworzyć, będzie trudny do opanowania przez całe lata. A dezorientacja prawna obywateli to najgroźniejsza konsekwencja eskalacji sporu, który można sprowadzić do symetrycznego nieuznawania decyzji konstytucyjnych władz.
Aby ta wizja się nie sprawdziła, działania kompromisowe trzeba podjąć szybko, inaczej konsekwencje sporu z łatwością rozleją się na inne obszary państwa.
Dziś konflikt można rozwiązać wyłącznie politycznie, przy zaangażowaniu się samego Trybunału. Problem polega jednak na tym, że nikt takiego kompromisu, w który wkalkulowane są ustępstwa, nie chce.