Polska znajduje się tuż za Izraelem w rankingu postrzegania korupcji Transparency International. Jednak to w Izraelu skandale korupcyjne rozpalają emocje znacznie bardziej niż u nas. Kilkadziesiąt tysięcy osób liczyły ostatnie Marsze Wstydu, demonstracje przeciwko premierowi Beniaminowi Netanjahu występującemu w charakterze podejrzanego w dwu śledztwach.
Wszyscy mają jeszcze świeżo w pamięci, że były premier Ehud Olmert został przedterminowo zwolniony z więzienia. Spędził tam 16 miesięcy za łapówkarstwo. Od kilku dni 15-miesięczny wyrok odsiaduje Stas Miseżnikow, były minister transportu, za przyjmowanie korzyści majątkowych. Takie same zarzuty formowane są przeciwko ministrowi pracy Haimowi Katzowi. Jeden ze znanych deputowanych Knesetu Dawid Bitan podejrzany jest o przyjmowanie łapówek od struktur mafijnych w czasach, gdy był wiceburmistrzem miasta Riszon le-Cijjon. Trwa także śledztwo przeciwko Danny'emu Danonowi, ambasadorowi Izraela przy ONZ. Miał dopuścić się korupcji w celu przyśpieszania swej kariery.
W dodatku 11 polityków nacjonalistycznej partii rosyjskojęzycznych imigrantów Nasz Dom Izrael zostało niedawno skazanych za przestępstwa korupcyjne.
Z jednej strony świadczy to dobrze o izraelskim wymiarze sprawiedliwości, który dobiera się do najważniejszych polityków. Z drugiej trudno oprzeć się wrażeniu, że stopień skorumpowania izraelskich polityków rośnie. Bulwersuje to opinię publiczną tym bardziej, że Kneset debatuje obecnie nad ustawą zakazującą policji informowanie o wynikach prowadzonych śledztw.
Pod wpływem protestów Netanjahu zapewnił, że nie obejmie to prowadzonych przeciwko niemu śledztw. Pierwsze dotyczy podarunków, które otrzymywać mieli premier i jego żona w ostatnich latach. Chodzi o drogie cygara, szampan i biżuterię. Lahaw 433, tak nazywa się izraelska służba będącą odpowiednikiem polskiego ABW, ma już zeznania australijskiego miliardera Jamesa Parkera, mocno obciążające premiera państwa żydowskiego. Znacznie bardziej niebezpieczne jest dla szefa rządu śledztwo dotyczące propozycji, którą miał złożyć Netanjahu wydawcy dziennika „Jediot Ahronot".