Pod koniec zeszłego tygodnia Sandra Muller, dziennikarka i znana blogerka, zaapelowała na Twitterze o ujawnienie przez poszkodowane kobiety sprawców agresji seksualnych z nazwiska. Zaproponowała hasztag #BalanceTonPorc (ujawnij twojego prosiaka). Do poniedziałku na odezwę odpowiedziało ponad 50 tys. Francuzek, nie zawsze podając tożsamość swoich ciemiężycieli. Na razie wiele z nich to dziennikarki.
– Redaktor naczelny wielkiego radia, wąski korytarz, łapie mnie za gardło i mówi: „przyjdzie dzień, kiedy cię przelecę, czy będziesz tego chciała czy nie" – można przeczytać w jednym z tweetów.
– Masz duże piersi. Jesteś w moim typie. Sprawię, że będziesz miała orgazm całą noc – napisał inna młoda dziennikarka o tym, co usłyszała od szefa.
Do tej pory w kraju znanym ze swobodnej obyczajowości takie uwagi przechodziły niezauważone. W obawie przed stygmatyzacją społeczną zaledwie 10 proc. ofiar agresji seksualnych zawiadamiało policję. Teraz może się to zmienić.
Choć fala oskarżeń pod adresem mężczyzn dopiero się zaczyna, już uderzyła ona w kilka osób z politycznego świecznika. O gwałt został oskarżony Pierre Joxe, były wieloletni socjalistyczny minister, w tym obrony narodowej. Ofiary molestowanie seksualnego oskarżyły także Christophe'a Arenda, deputowanego rządzącej partii En Marche! oraz kandydata w wyborach prezydenckich w maju tego roku Jeana Lassalle'a.