W całej Wenezueli, a zwłaszcza w ubogich dzielnicach, takich jak Petare, pacjenci nie mają nadziei, że będą mogli sobie pozwolić na zakup leków, które z powodu kryzysu gospodarczego stały się niezwykle rzadkie. W kraju dostępnych jest zaledwie 20 proc. produktów.
W "klinice" Rosalesa unosi się zapach tytoni, uzdrowiciel stosuje metody szamanów, medycyny roślinnej i religii. Plakaty wiszące w wejściu przypominają pacjentom, by nie zapominali o zabraniu własnych świec i tytoniu. "Nie zapominaj, ze płatność tylko gotówką".
Uzdrowiciel prowadzi również konsultacje ze swoimi pacjentami. Bada ich stetoskopem zanim postawi diagnozę. Często pacjentom radzi, by leczyli się miksturami opartymi na roślinach i owocach.
- Wiemy, że leki są niezbędne. Nie jestem przeciwnikiem medycyny. Moimi lekarstwami jest roślinność - tłumaczy.
W związku z brakiem leków coraz lepiej radzi sobie również 72-letnia Lilia Reyes, która w centrum Caracas handluje roślinami leczniczymi. - Nie mogę nadążyć za popytem - tłumaczy.
Przedstawiciele partii opozycyjnych twierdzą, że około 300 tys. mieszkańcom Wenezueli grozi śmierć, ponieważ nie mają dostępu do niezbędnych leków.