"Newsweek" powołuje się na południowoamerykańską telewizję NTN24, która podała, że policja uniemożliwiła protestującym - skandującym pod resortem m.in. "jesteście sprawcami ludobójstwa" - na wejście do gmachu ministerstwa. Z protestującymi nie chciał też spotkać się minister zdrowia Luis Lopez.

Sytuacja służby zdrowia w Wenezueli jest dramatyczna. Według organizacji pozarządowej Medicos Por la Salud pacjenci w Wenezueli nie mają dostępu nawet do 95 proc. leków - trudno jest zdobyć tak podstawowe medykamenty jak aspiryna. Od ubiegłego roku wymaganych leków nie otrzymują osoby, które przeszły transplantacje. Od 2009 roku w kraju brakuje leków dla chorych na HIV. Z kolei w szpitalach brakuje sprzętu i środków wymaganych do przeprowadzania operacji.

Protestujący pacjenci domagają się od prezydenta kraju Nicolasa Maduro, aby otworzył "korytarz humanitarny" pozwalający na dostarczenie do kraju leków i innych środków farmaceutycznych. 

Przeciwko sytuacji w służbie zdrowia buntuje się też personel medyczny, który protestuje przeciwko zbyt niskim płacom (pracownicy służby zdrowia - jak podaje wenezuelska gazeta "El Carabobeno" - zarabiają ok. 10 dolarów miesięcznie).

- Za te pieniądze trudno kupić nawet kilo sera - mówi jeden z pracowników służby zdrowia w rozmowie z gazetą. - Nie przestaniemy protestować. To nasze prawo, zasługujemy na sprawiedliwą płacę - dodaje.

Wenezuela od kilku lat boryka się z kryzysem ekonomicznym, wywołanym spadkiem cen ropy na światowych rynkach. W ostatnich dwóch latach kraj wpadł w spiralę hiperinflacji, a kryzys gospodarczy sprawił, iż w sklepach zaczęło brakować podstawowych produktów, a w szpitalach - leków. Mimo to prezydent kraju Nicolas Maduro nie chce ustąpić ze stanowiska - i w przyszłym miesiącu będzie ubiegał się o reelekcję. Maduro o problemy gospodarcze Wenezueli oskarża państwa Zachodu.