To sprawa bez precedensu – dotąd wychodziły na jaw jednostkowe przypadki „czarnych owiec" w uchodzącym za elitarne Centralnym Biurze Śledczym Policji. Tym razem zarzuty wobec policjantów za zabranie perfum i odzieży wyprodukowanych nielegalnie przez grupę przestępczą mają szerszy charakter – dotyczą blisko połowy wydziału CBŚP.
Co więcej: uczciwi funkcjonariusze sugerują, że podobne praktyki zdarzały się częściej. Prokuratura zweryfikuje więc, czy policyjna elita mogła przywłaszczać towary podczas wcześniejszych akcji – dowiedziała się „Rzeczpospolita".
– W ramach śledztwa będziemy weryfikować wszystkie pojawiające się w nim wątki. Zarówno ujawnione w ramach obecnie prowadzonych czynności, jak i dotyczące wyników kontroli, której przeprowadzenie deklaruje kierownictwo policji – mówi prok. Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Bomba wybuchła w końcu ubiegłego tygodnia, kiedy Biuro Spraw Wewnętrznych KGP, czyli „policja w policji" zatrzymało kilkunastu funkcjonariuszy Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej – Zarządu CBŚP w Warszawie.
Jego policjanci mieli sobie przywłaszczyć duże ilości podróbek markowych ubrań i kosmetyków z nielegalnej fabryki w Milanówku, należącej do gangu. Rozbito ją w lutym 2016 r. i – jak wtedy podawało CBŚP – zatrzymane towary były warte 10 mln zł.