Wiadomo tylko, że nie będzie konkursu, a kandydatów na trenera wskażą działacze PZPS. I to oni wybiorą następcę Ferdinando De Giorgiego, który utrzymał się na stołku zaledwie kilka miesięcy. A przecież miał poprowadzić naszą reprezentację do sukcesu na igrzyskach w Tokio.
Wystarczyły jednak nieudane mistrzostwa Europy i włoski szkoleniowiec, który z Zaksą Kędzierzyn-Koźle dwukrotnie wygrał krajowe rozgrywki, stracił pracę. Teraz trzeba mu zapłacić odszkodowanie, ale to w naszej siatkarskiej rzeczywistości norma. Płacono Danielowi Castellaniemu i Andrei Anastasiemu, można więc zapłacić De Giorgiemu, związek jest bogaty. I oczywiście jak zwykle żadnej odpowiedzialności nie poniosą ci, którzy go wybierali.
Prezes Jacek Kasprzyk nie ukrywa, że chciałby teraz widzieć na tym stanowisku Polaka, a nawet trzech, bo o takiej szalonej koncepcji też słyszeliśmy (Paweł Zagumny, Piotr Gruszka, Jakub Bednaruk). Zagumny, dyrektor sportowy Onico Warszawa, nie jest tą pracą zainteresowany. Gruszka (ma dwuletni kontrakt z GKS Katowice) był asystentem De Giorgiego. Kto wie, być może to jest dobry pomysł, ale sam Gruszka się nie wypowiedział.
Jest jeszcze inna koncepcja, według której trenerem kadry miałby zostać Vital Heynen. Belg zna polskie realia, pracował w PlusLidze, a z reprezentacją Niemiec i Belgii walczył o medale wielkich imprez. Z tym pierwszym zespołem zdobył brąz MŚ w 2014 (Niemcy przegrali w półfinale z Polską po zaciętym meczu), a z Belgią czwarte miejsce na rozgrywanych w tym roku w Polsce ME. Mecz o brąz Belgowie przegrali z Serbią 2:3.
Za rok mistrzostwa świata, a później zacznie się walka o prawo gry na igrzyskach. Wiara w Kubańczyka Wilfredo Leona, który będzie mógł grać w polskiej reprezentacji w 2019 roku, jest powszechna, ale nawet najlepszy siatkarz świata sam nie wygra meczu w najbardziej zespołowej z gier.