Był taki, jakim chcieliśmy go widzieć przed mistrzostwami, ale tylko nieliczni wierzyli, że to możliwe. Bartosz Kurek ma 30 lat, wspaniałe warunki fizyczne oraz pełną sukcesów i zawirowań karierę za sobą. To o nim, po meczu z USA, przyjmujący zespołu Brazylii Felipe Fonteles powiedział, że skacze dziesięć metrów w górę i nie sposób go zatrzymać.
Miał 21 lat, gdy zespół prowadzony przez Daniela Castellaniego zdobył w Izmirze (2009) pierwsze w historii polskiej siatkówki mistrzostwo Europy. W naszym zespole z różnych względów zabrakło wtedy Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Sebastiana Świderskiego. Kurek grał na lewym skrzydle (przyjęcie z atakiem), a na prawym szalał Piotra Gruszka, MVP tamtego turnieju.
Trzy lata później od Kurka zaczynał wybór wyjściowej szóstki Andrea Anastasi. Pierwsza w historii wygrana Ligi Światowej (2012) dawała nadzieję na olimpijski sukces w Londynie, ale skończyło się na ćwierćfinale. Kiedy Anastasi stracił pracę i zastąpił go Stephane Antiga, nic nie wskazywało, że pozycja Kurka w reprezentacji ulegnie osłabieniu. Francuz uznał jednak, że ma lepszych i w kadrze na mistrzostwa świata rozgrywane w Polsce nie znalazł dla niego miejsca.
Kurek bardzo to przeżył. Koledzy zostali mistrzami świata, a on finałowy mecz obejrzał w telewizji. Nie obraził się jednak na cały świat, przyjął propozycję Antigi, by spróbować swych sił na pozycji atakującego, w miejsce Wlazłego, który zakończył reprezentacyjną karierę. I dał radę. W Pucharze Świata w Japonii grał znakomicie, tak jak cała drużyna, ale do kwalifikacji olimpijskiej zabrakło jednego seta.
O wyjazd do Rio Polacy walczyli długo, ale gdy już się tam znaleźli, zabrakło energii i apetytu na wygrywanie. Odpadli po porażce z USA, a Kurek tak jak pozostali nie zachwycił. Później było już tylko gorzej, nie poleciał nawet do Japonii, by za wielkie pieniądze grać w tamtejszym klubie, pojawiły się pogłoski o depresji. Kiedy znalazł nie mniej bogaty klub w Turcji, przyplątała się kontuzja, która wyłączyła go z gry na długie miesiące. Być może, gdyby trenerem naszej drużyny został kto inny, słuch o Kurku kadrowiczu, by zaginął.