Lecimy do Tokio

Polacy wygrali kwalifikacje w Gdańsku i zapewnili sobie udział w igrzyskach. Po kluczowym zwycięstwie nad Francją 3:0 w ostatnim meczu pokonali Słowenię 3:1.

Aktualizacja: 11.08.2019 21:01 Publikacja: 11.08.2019 19:02

Michał Kubiak podczas meczu z Francją. To spotkanie było dowodem polskiej siły

Michał Kubiak podczas meczu z Francją. To spotkanie było dowodem polskiej siły

Foto: Polska Press

– W głowie mam tylko jedno, kwalifikację na igrzyska – mówił Vital Heynen przed ostatnim występem Polaków. – Nie chcemy dawać prezentów, jesteśmy lepsi od naszych rywali, możemy przegrać z nimi seta, ale nie mecz – powie o Słowenii, która w tym momencie też miała szanse na olimpijski awans.

13,5 tysiąca widzów w Ergo Arenie, miliony przed telewizorami. – Polscy kibice to MVP tych zawodów – podkreślał Heynen.

Ale dmuchający na zimne przypominali, że w 2000 roku wspaniała publiczność w katowickim Spodku nie pomogła. Przegraliśmy wtedy walkę o igrzyska, do Sydney polecieli inni. A trzy lata temu prawo gry w Rio de Janeiro nasi siatkarze wywalczyli dopiero rzutem na taśmę – w turnieju ostatniej szansy rozgrywanym w Japonii. Wcześniej, w 2004 i 2008 roku, olimpijskie przepustki też zdobywali na ostatnią chwilę.

Heynen miał świadomość, że bilety do Tokio wywalczone już teraz to bezcenny czas na spokojne przygotowania do przyszłorocznych igrzysk. A ewentualna przegrana to nerwy aż do stycznia, do turnieju kontynentalnego, w którym osiem czołowych europejskich drużyn walczyć będzie o jedno, ostatnie, premiowane awansem miejsce.

Nie warto było kusić losu, stąd ta niesłychana koncentracja przed meczami z Tunezją, Francją oraz Słowenią. I perfekcyjne przygotowania, już z Wilfredo Leonem, który od 24 lipca mógł grać w naszej reprezentacji.

Po pewnych wygranych z Tunezją i Francją pierwszego seta w meczu ze Słowenią Polacy jednak przegrali (21:25), nawet przez chwilę nie będąc na prowadzeniu. Słoweńcy lepiej blokowali (4:2), my wprawdzie mieliśmy więcej asów (3:1), ale ich serwis sprawiał naszym siatkarzom sporo kłopotów.

Bomby Leona

W drugiej partii walka była zacięta i równa prawie do końca. Przy remisie 20:20 na zagrywce stanął jednak Leon i dwa razy huknął jak z armaty, prawie 130 km/godz. Nie do obrony. Chwilę później Michał Kubiak skutecznie uderzył z lewego skrzydła i Polska prowadziła 23:21. Słoweńcy nie wytrzymali nerwowo, zepsuli dwa ostatnie serwisy i wszystko było już jasne – można rezerwować bilety do Tokio.

Ale mecz wciąż trwał. Heynen z podstawowego składu zostawił na boisku tylko Mateusza Bieńka oraz obu libero (Pawła Zatorskiego i Damiana Wojtaszka), dając szansę zmiennikom. A ci pokazali, że na nich też można polegać, i wygrali dwa kolejne sety.

Ale tak naprawdę o awansie zadecydowało sobotnie spotkanie z Francją. Trójkolorowi potrafią grać pięknie i skutecznie, mają w swoich szeregach kilku znakomitych siatkarzy na czele z Earvinem Ngapethem, przyjmującym Zenita Kazań. Ngapeth zastąpił tam Wilfredo Leona.

Rozbita Francja

Leon zdobył z Francją najwięcej punktów (17), ale – co słusznie zauważył kapitan naszej reprezentacji Michał Kubiak – nawet będąc w kosmicznej formie, sam meczu nie wygra. W sobotę na wielkie słowa uznania zasłużyła cała drużyna. O ile po Memoriale Huberta Jerzego Wagnera można było mieć pewne obawy co do formy mistrzów świata, o tyle zostały one rozwiane już w pierwszym secie sobotniego spotkania.

Ataki Francuzów rozbijały się o blok mistrzów świata (12:5 dla Polaków w całym meczu) po tym, jak serwis naszych siatkarzy odrzucał rywali od siatki. Heynen znów nas zaskoczył, od początku stawiając w ataku na mierzącego 208 cm leworęcznego Macieja Muzaja, dla którego był to pierwszy tak ważny mecz w reprezentacji. Tym razem doświadczony Dawid Konarski był jego zmiennikiem. Belg nie zrezygnował też z gry na dwóch libero, zrobił to, co testował wcześniej, tak więc w zależności od potrzeb na boisku pojawiał się Paweł Zatorski lub Damian Wojtaszek.

Rozgrywał, co nie było zaskoczeniem, Fabian Drzyzga, na lewym skrzydle obok niezawodnego kapitana Kubiaka, który spisywał się bez zarzutu, rywali straszył Leon, a w roli środkowych bloku oglądaliśmy Piotra Nowakowskiego i Mateusza Bieńka.

Co ważne, nikt nie zawiódł, nie było w drużynie słabego ogniwa, czego nie można powiedzieć o Francji. Asy atutowe Trójkolorowych, Ngapeth i rozgrywający Benjamin Toniutti, podobnie jak ich atakujący Stephen Boyer nie istnieli. Komputerowe statystyki były dla Francuzów bezlitosne.

Heynen z mikrofonem

Polacy wygrali pewnie, bez straty seta, co stawiało ich w komfortowej sytuacji przed meczem ze Słowenią. Do awansu na igrzyska potrzebowali tylko jednego seta lub 59 punktów, o czym nie mówiono głośno, chyba nie chcąc zapeszyć. Na szczęście liczenie tzw. małych punktów nie było potrzebne. Polacy do tego wygranego drugiego seta dołożyli jeszcze dwa kolejne i turniejem ostatniej szansy w styczniu niech się martwią inni.

A Vital Heynen na koniec wziął jeszcze mikrofon do ręki, po polsku podziękował wszystkim i powiedział: – Nasi zawodnicy są fantastyczni, a kibice najlepsi.

Show Belga wciąż trwa, wygrywa z naszą reprezentacją to, co zaplanuje. Więc jeśli mówi, że marzy o złotym medalu w Tokio, to należy traktować te słowa bardzo poważnie.

– W głowie mam tylko jedno, kwalifikację na igrzyska – mówił Vital Heynen przed ostatnim występem Polaków. – Nie chcemy dawać prezentów, jesteśmy lepsi od naszych rywali, możemy przegrać z nimi seta, ale nie mecz – powie o Słowenii, która w tym momencie też miała szanse na olimpijski awans.

13,5 tysiąca widzów w Ergo Arenie, miliony przed telewizorami. – Polscy kibice to MVP tych zawodów – podkreślał Heynen.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Siatkówka
PlusLiga. Koniec siatkówki w Lubinie, Stilon Gorzów wchodzi do gry
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski
Siatkówka
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle potrzebuje cudu. W przyszłym sezonie pomoże Bartosz Kurek