Po imponującej serii zespołu tworzonego z fantazją przez Vitala Heynena wydawało się, że w meczu z Niemcami Polacy znów będą górą. I gdyby doszło do tie breaka, być może tak by się stało, wyglądało bowiem, że najgorsze nasi siatkarze mają już za sobą.
Przegrywali przecież 0:2 w setach, ale trzeciego wygrali 25:21. Piąty set był bardzo blisko, a emocje w Atlas Arenie ogromne. W końcówce czwartej partii ciężar gry wziął na siebie kapitan Michał Kubiak. Nie wykorzystaliśmy jednak setbola (25:24 po ataku Kubiaka) i ostatnie punkty zdobywali już tylko rywale (25:27). Trochę szkoda, ale porażki też uczą.
Cztery lata temu w Katowicach Niemcy prowadzeni przez Vitala Heynena przegrali z Polską w półfinale po bardzo wyrównanym meczu, a potem zdobyli brąz mistrzostw świata. Dwa lata później w Berlinie Stephane Antiga poprowadził naszych siatkarzy do wygranej z drużyną Heynena, co pogrzebało szanse Niemców na udział w igrzyskach w Rio de Janeiro.
Teraz belgijski szkoleniowiec pracuje z Polakami, a z niemiecką reprezentacją legendarny Andrea Giani, jeden z najlepszych siatkarzy w historii. Najpierw zdobył srebro mistrzostw Europy ze Słowenią, a przed rokiem właśnie z Niemcami. Nic więc dziwnego, że spotkanie w Łodzi miało wiele podtekstów i było tak zacięte.
Wcześniejsze mecze z Francją i Chinami trwały krótko. Trójkolorowi przylecieli na turniej do Łodzi bez trzech podstawowych zawodników (Earvina Ngapetha, Benjamina Toniuttiego i swojego najlepszego libero Jeni Grebennikowa), ale mimo to mało kto sądził, że tak niewiele będą mieć do powiedzenia w konfrontacji z Polakami.