Zawody w Rimini to przystanek na drodze do igrzysk olimpijskich w Tokio, ale rezultaty też mają znaczenie. Zwycięstwa budują atmosferę – to jasne – ale możliwe, że Polakom bardziej przysłuży się przegrany mecz ze Słoweńcami.
To była wpadka ku przestrodze i dowód, że nawet dysponujący prawdopodobnie najlepszym i najszerszym składem na świecie Vital Heynen nie zbudował drużyny niepokonanej.
Raczej nie trzeba o tym przekonywać polskich siatkarzy, którzy albo sami smakowali goryczy porażki w olimpijskim ćwierćfinale, albo oglądali dramaty starszych kolegów w telewizji. Kibicom widzącym w Polakach murowanych faworytów lód na głowy też nie zaszkodzi.
Heynen na razie urządził sobie w Rimini poligon doświadczalny, co zresztą zapowiadał, i podczas spacerów po plaży tak układa skład Polaków, żeby każdy z graczy mógł pokazać swoje umiejętności.
Kadra na Ligę Narodów jest 19-osobowa, ta olimpijska będzie mniejsza o siedem nazwisk. Heynen ogłosi ją od razu po turnieju w Rimini. Rywalizacja w Lidze Narodów z polskiego punktu widzenia to tak naprawdę wojna domowa, bo niewykluczone, że naszą siatkówkę stać na to, by wysłać do Tokio dwie niemal równorzędne drużyny zdolne do walki o medale.