Biało-Czerwoni przed starciem z Australią wciąż nie mogli być pewni gry w Final Six. Jedyną ekipą, która mogła ich jeszcze wyprzedzić byli Włosi, którzy potrzebowali jednak bardzo korzystnego splotu zdarzeń. Polacy musieliby bowiem przegrać niedzielne starcie, nie zdobywając choćby punktu, zaś Italia - pokonać Stany Zjednoczone - czytamy w Onecie.

Podopieczni Vitala Heynena byli wyraźnym faworytem spotkania z drużyną z Antypodów i już w pierwszym secie pokazali, że nie interesuje ich rezultat inny, niż efektowne zwycięstwo. Błyskawicznie udało się wypracować sporą, kilkupunktową przewagę, a następnie konsekwentnie ją powiększać. Na drugą przerwę techniczną nasi kadrowicze schodzili prowadząc 16:10. Do ostatniej piłki nie spuścili z tonu i premierowego seta wygrali 25:16. Miejsce w Final Six było już o krok.

Dość nieoczekiwanie druga odsłona była jednak w wykonaniu naszych zawodników dość nerwowa. Początek mógł uśpić czujność Biało-Czerwonych. Dobre ataki Bieńka dały nam punktowy zapas, lecz już po pierwszej przerwie technicznej Australijczycy zaczęli powoli, acz konsekwentnie odrabiać straty i doprowadzili do wyrównania przy stanie 17:17. Naprawdę gorąco zrobiło się, gdy zdołali objąć prowadzenie (21:20). Emocjonująca końcówka zakończyła się grą "na przewagi" i ostatecznie triumfem Polaków, którzy tym samym zapewnili sobie miejsce w Final Six.

Wciąż pozostawała jednak walka o triumf w spotkaniu. W secie trzecim także nie brakowało emocji, rywale byli bliscy przechylenia szali na swoją korzyść (prowadzili na drugiej przerwie technicznej 16:14, a w końcówce doprowadzili do stanu 23:23), lecz Polacy zdołali wygrać partię 25:23, a cały mecz 3:0.