Prawnicy o sporze wokół TK: Kto jest obrońcą konstytucji?

Czy mamy dzisiaj do czynienia tylko z naruszeniem zasad starego porządku prawno-politycznego czy aż z narodzinami porządku, w którym prezydent będzie odgrywał nową rolę? – chcą wiedzieć prawnicy Paweł Bała i Adam Wielomski.

Aktualizacja: 12.12.2015 07:26 Publikacja: 12.12.2015 05:00

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Sporu wokół obsadzenia wakatów sędziowskich w Trybunale Konstytucyjnym nie traktujemy wyłącznie jako walki o personalny kształt tego organu. Kryzys uzewnętrznił pewną koncepcję władzy politycznej, a wyraził ją prezydent Duda w telewizyjnym orędziu z 3 grudnia 2015. W prezydenckim orędziu mogliśmy usłyszeć kluczowe słowa: „Aby zakończyć niepotrzebne waśnie podważające autorytet najważniejszych instytucji państwa polskiego, stojąc na straży konstytucji i ciągłości władzy państwowej, postanowiłem odebrać przysięgę od sędziów wybranych wczoraj. Kierowałem się przy tym wolą nowo wyłonionego Sejmu, w którym Polacy pokładają tak ogromną nadzieję na naprawę Rzeczypospolitej" (za: Prezydent.pl).

W tym zdaniu znajdujemy ideowe korzenie wizji państwa i prawa, na którą składają się: 1) teoria suwerenności Jeana-Jacques'a Rousseau; 2) teoria „władzy neutralnej" Benjamina Constanta; 3) nauka o konstytucji Carla Schmitta. Wszystkie te wizje harmonijnie mogą łączyć się w spójną doktrynę polityczno-prawną.

Suwerenność narodu

Inspirację nauką Jeana-Jacques'a Rousseau dostrzegamy w zdaniu „Kierowałem się (...) wolą nowo wyłonionego Sejmu, w którym Polacy pokładają tak ogromną nadzieję na naprawę Rzeczypospolitej". Innymi słowy, suwerenem w państwie jest naród, który ceduje mocą aktu wyborczego pełne uprawomocnienie legislacyjne na Sejm RP, który – działając w imię suwerena – posiada pełnię władzy ustawodawczej. W tej wizji wola Narodu stoi ponad poszczególnymi postanowieniami konstytucyjnymi. Jeżeli suweren mówi „chcę", to ani TK, ani inny organ państwa nie może mu odpowiedzieć: „nie możesz, gdyż twoja wola jest niezgodna z konstytucją lub ustawami". Dzieje się tak dlatego, że legitymizację władzy sądowej stanowi tylko i wyłącznie delegacja od narodu-suwerena. Dlatego sąd, którego władza nie wyrasta z samej siebie, lecz z delegacji suwerena, nie ma uprawnienia do blokowania woli tegoż. Jest to klasyczna konstrukcja wyrastająca z myśli Rousseau, który przeniósł na lud starą monarchistyczną teorię, że „monarcha jest mówiącym prawem". A naród przelał swoje kompetencje na parlament bezpośrednio, w wyborach powszechnych, natomiast sędziowie sądu konstytucyjnego nie otrzymali mandatu zaufania bezpośrednio od narodu, są tylko delegatami delegatów. Sejm jest bezpośrednią hipostazą narodu, gdy sędziowie są hipostazą hipostazy, refleksem refleksu suwerena.

Władza neutralna

Modyfikację roussoizmu stanowi teza, że suweren/naród ceduje władzę nie tylko na parlament, ale i na prezydenta. W orędziu prezydenckim odnajdujemy, choć niewyrażone expressis verbis, założenie wskazujące, że to właśnie prezydent jest tym, który rozstrzyga o sporach między Sejmem a TK. Bo on także pochodzi z wyborów powszechnych, czyli z bezpośredniej woli narodu/suwerena, reprezentując państwo jako całość, „stojąc na straży (...) ciągłości władzy państwowej". Jest personalizacją suwerena, rozstrzygającą spory między jego innymi organami. Koncepcja ta została po raz pierwszy w okresie tzw. restauracji we Francji ujęta przez Benjamina Constanta w postaci pojęcia „władzy neutralnej" (pouvoir neutre).

Od Carla Schmitta pochodzi z kolei założenie, że prezydent „stoi na straży konstytucji". Polski ustrojodawca w art. 126 ust. 2 Konstytucji RP z 1997 r. wskazał co prawda, że „Prezydent RP czuwa nad przestrzeganiem konstytucji", lecz dotychczasowa praktyka nakazywała traktować to postanowienie jako miły dla oka ozdobnik, raczej niekryjący w sobie głębszej treści normatywnej. U niemieckiego konstytucjonalisty nauka, o której piszemy, określana była mianem „obrońcy konstytucji" (Hüter der Verfassung) i polegała na przekonaniu, że właściwym obrońcą ducha konstytucji nie jest jakaś instytucja sądowa, lecz prezydent pochodzący z powszechnych wyborów, w ręce którego naród przelał swoją suwerenność, czyniąc go swoim reprezentantem z pełnymi pełnomocnictwami, aby bronić republikańskiej formy rządów. Schmitt nie wierzył, że pozbawiony władzy nad armią, policją i służbami sąd może uratować istniejący ustrój w razie zagrożenia rewolucyjnego lub wojny domowej.

Może to uczynić natomiast prezydent, który jest dysponentem zinstytucjonalizowanej przemocy znajdującej się w ręku państwa. Sądy i trybunały wydają tylko orzeczenia o legalności lub nielegalności działań lub zaniechań, ale brak im mocy egzekucyjnej. Realna władza należy do tego, kto dysponuje zinstytucjonalizowaną przemocą, bez względu na szczegółowe normy prawne. Istotą władzy nie jest bowiem deliberacja, werdykty, orzeczenia sądowe i stosy zapisanego papieru, lecz decyzje polityczne wsparte przez realne kategorie polityczne. Carl Schmitt za Rousseau (i Emmanuelem Sieyesem) dowodził, że suwerenność należy do narodu, który przelewa ją na prezydenta, będącego „władzą neutralną". Prezydentowi Republiki Weimarskiej przypisywał cechę bezpartyjności, bezstronności, immunizując go w ten sposób z bycia stroną w bieżących sporach politycznych. O ile w poszczególnych stronnictwach widział tylko reprezentantów interesów partykularnych (Heglowskiego „ducha subiektywnego"), o tyle w prezydencie widział wyraziciela reprezentanta interesu państwa (Heglowskiego „ducha obiektywnego"). Dlatego pochodzącemu z wyborów powszechnych egzystencjalnemu reprezentantowi państwa pozwalał, w przypadkach uznanych przezeń za sytuacje dla państwa wyjątkowe, stanąć ponad prawem, aby bronić porządku, czyli istniejącego systemu politycznego, „formy politycznej", którą ustanowił naród/suweren.

W takich wypadkach, tłumaczył, „decyzja polityczna rodzi się z niczego" w ujęciu normatywnym. To właśnie oznacza stwierdzenie prezydenta Dudy: „postanowiłem (...) aby zakończyć niepotrzebne waśnie podważające autorytet najważniejszych instytucji państwa polskiego". Można powiedzieć, że gdy prezydent mówił te słowa, to echo brzmiało postanowieniem ustawy konstytucyjnej z 1935 r.: „Prezydent RP jest odpowiedzialny tylko przed Bogiem i Historią".

Kelsen czy Schmitt?

Trudno w tej chwili przewidzieć, jak zakończy się konfrontacja PiS z tą częścią elit politycznych, które rządziły w Polsce przez ostatnie lata. Nie wiemy, jaki będzie finał sporu o personalny kształt TK. Spróbujmy jednak dostrzec głębszy sens tego sporu. W niemieckiej doktrynie prawa znany i głośny był spór Carla Schmitta z Hansem Kelsenem, zwolennikiem pozytywistycznej zasady automatyzmu prawnego, który propagował koncepcję sądu konstytucyjnego. My w dzisiejszym kryzysie konstytucyjnym widzimy refleks tego zapomnianego sporu sprzed niemalże stu lat. I zastanawiamy się, czy koncepcja sądu konstytucyjnego Kelsena jest jedyną ortodoksyjnie prawidłową wizją urządzenia ustroju państwa, szczególnie że konstrukcja ta liczy sobie zaledwie kilkadziesiąt lat. Nieporozumieniem jest więc zarzut, iż ten, kto nie akceptuje wizji „negatywnego prawodawcy", ten automatycznie neguje istotę demokratycznego państwa prawa.

Nie zostało rozstrzygnięte raz na zawsze pytanie o to, czy strażnikiem konstytucji musi być sąd konstytucyjny czy też prezydent. Jedno jest pewne: otwarcie zanegowany został liberalno-demokratyczny dogmat, że obrońcą konstytucji musi być organ sądowy, na rzecz idei, że może być nim głowa państwa jako bezpośredni wyraziciel woli suwerena/narodu. „Unieważnienie" wyborów sędziów Trybunału Konstytucyjnego, o jakim mówimy, zapewne było niezgodne z literą prawa, które dotąd obowiązywało w Rzeczypospolitej Polskiej, i tak ocenił to sam TK. Może jednak nie doszło do złamania prawa podczas zaprzysiężenia nowych pięciu sędziów TK przez prezydenta? Może powinniśmy to rozpatrywać w kategorii lansowania konkurencyjnej wizji państwa i prawa względem tej, która dominowała przez ostatnie lata w Polsce? Pytanie zasadnicze brzmi: czy mamy do czynienia tylko z naruszeniem (reinterpretacją?) zasad starego porządku prawno-politycznego czy może aż z narodzinami nowego porządku, w którym to prezydent RP będzie obrońcą konstytucji? Czy na naszych oczach rodzi się nowy system polityczny? Czas pokaże, a historię napiszą zwycięzcy.

Paweł Bała jest doktorem nauk prawnych, prowadzi kancelarię adwokacką w Rzeszowie Adam Wielomski jest prof. dr. hab. z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach; publicystą.

Sporu wokół obsadzenia wakatów sędziowskich w Trybunale Konstytucyjnym nie traktujemy wyłącznie jako walki o personalny kształt tego organu. Kryzys uzewnętrznił pewną koncepcję władzy politycznej, a wyraził ją prezydent Duda w telewizyjnym orędziu z 3 grudnia 2015. W prezydenckim orędziu mogliśmy usłyszeć kluczowe słowa: „Aby zakończyć niepotrzebne waśnie podważające autorytet najważniejszych instytucji państwa polskiego, stojąc na straży konstytucji i ciągłości władzy państwowej, postanowiłem odebrać przysięgę od sędziów wybranych wczoraj. Kierowałem się przy tym wolą nowo wyłonionego Sejmu, w którym Polacy pokładają tak ogromną nadzieję na naprawę Rzeczypospolitej" (za: Prezydent.pl).

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona