Każda epoka ma swój język. Żyjąc w XXI w., pora zbliżyć także język prawniczy do funkcjonujących wokół nas standardów pojęciowych i narzędzi językowych. Czy kryzys w sądach może mieć swoje powody także w sferze języka? Kodeksy napisane na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku coraz słabiej do nas przemawiają. Przyczyną jest nie tyle sam upływ czasu (tylko ponad 60 lat), ile radykalna zmiana ustroju, warunków i technologii – w których żyjemy dzisiaj. Zwłaszcza te ostatnie spowodowały gwałtowne przyspieszenie rozwoju i ludzkich możliwości.
Nigdy dotąd podróżowanie nie było tak powszechne, częste i łatwe – co spowodowało poważne zmiany w świadomości i zwyczajach całych społeczeństw oraz narodów. Podobnie codzienne komunikowanie się – czyli wymiana myśli, towarów i usług – dokonywane jest w trybie natychmiastowym ponad granicami państw i kontynentów. W efekcie świat zyskał nie tylko sporo korzyści, ale równie dużo nowych problemów. Trzeba je rozwiązywać na miarę czasów, podczas gdy narzędzia, jakie do tego mamy – chociażby kodeks cywilny i kodeks postępowania cywilnego – pomimo licznych modyfikacji wyraźnie nie nadążają za problemami epoki.
Czytaj także: Sędziowie przeciwko narzucaniu im obowiązków sędziego sądu dyscyplinarnego
Efektem tego zapóźnienia są coraz liczniejsze spory, z którymi sądy sobie nie radzą, oraz skutki, o których wszyscy wiemy. Przykłady takich braków lub zapóźnienia? Chociażby forma dokumentowa, która jest w kodeksie, ale nie daje efektów. Polega ona na tym, że oprócz tradycyjnych czynności prawnych możemy w obrocie korzystać także z uproszczonych lub nowoczesnych form komunikacji, w szczególności elektronicznej. Człowiek współczesny zapyta: i co z tego mogę mieć? Czy moje e-maile lub esemesy są dowodami i na ich podstawie będę skutecznie dowodzić swoich racji przed sądem? Czy moje esemesy, przez które zamawiałem towar, będą mieć pierwszeństwo przed zeznaniami świadków lub innymi dowodami? Dlaczego wysłane e-mailem dane techniczne nie są uznawane za dokumentację w sądzie, skoro wystarczyły do wykonania skomplikowanego produktu? I tak dalej...
W powszechnym przekonaniu żyjemy już w pełni w XXI w., dopóki nie trafimy do sądu. Wtedy cofamy się poważnie w czasie (ale nie w przestrzeni), a nowoczesne narzędzia naszej codzienności tracą swoją codzienną funkcjonalność. Jeżeli umowę zawarto na drodze komunikacji elektronicznej, to dlaczego sądy przesłuchują świadków co do jej treści, zamiast przeglądać e-maile i esemesy? Gdzie jest zapisana w kodeksie kolejność dowodów, a w szczególności niepisana zasada omnipotencji dowodu ze świadków? Pora na bardziej wyrafinowane rozwiązania prawne, jak choćby dynamiczna kolejność dowodów – aby pierwszeństwo miały te, według których doszło do zawarcia węzła prawnego. Na pytanie, czy przedsiębiorcy potrzebują osobnego dla siebie sądu gospodarczego, ustawodawca kilkakrotnie już odpowiadał i za każdym razem inną dawał odpowiedź – raz tak, a raz nie (obecnie jest na nie). Wydaje się jednak, że istotą sądu dla przedsiębiorców powinna być nie tyle jego odrębność organizacyjna albo proceduralna, ile dostosowanie postępowania dowodowego do realiów obrotu gospodarczego. Istnieje przekonanie, że od przedsiębiorców trzeba więcej wymagać przed sądem, a szczególnie w kwestii dowodów. Praktyka temu przeczy – codzienne obroty przedsiębiorców zawsze przekraczać będą granice dostępne dla zwykłego człowieka. Czynności handlowe z tym związane zmierzają zaś do ułatwienia, przyspieszenia i uproszczenia – nie da się więc ukryć, że w stronę przeciwną przekonaniom naszego ustawodawcy. Jeżeli więc przedsiębiorcy podejmują ryzyko uproszczenia obrotu – taki sam standard powinien obowiązywać w sporach między przedsiębiorcami. Sąd zajmujący się sprawami gospodarczymi powinien mieć zapewnioną taką możliwość od strony proceduralnej.