Każdy wydział w Warszawie dostaje karty do głosowania z dwoma pytaniami. Pierwsze: czy oceniasz pozytywnie przewodniczącego wydziału, w którym orzekasz? Drugie: kto powinien go zastąpić? Stolica to niejedyne miasto, w którym ruszyła ta procedura. Takie analizy, choć mniej oficjalne, są też prowadzone w innych sądach. Część sędziów to oburza, inni nie widzą w tym nic złego.
– Funkcję przewodniczącego wydziału powierza się na czas określony, nie dłuższy niż trzy lata. Zwolnienie z funkcji przed upływem tego okresu może nastąpić po zasięgnięciu opinii kolegium właściwego sądu – cytuje art. 11 prawa o ustroju sądów powszechnych jeden z warszawskich sędziów.
– Nowa prezes rozpoczęła dziwne porządki – dodaje inny i uważa, że to wszystko po to, by przypodobać się Ministerstwu Sprawiedliwości.
Maciej Strączyński, prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie, pytany, czy też wdrożył taką procedurę, odpowiada: nie rozdawałem kart do głosowania. I wyjaśnia, że nie potrzebuje takiej analizy.
– Sąd nie jest mi obcy, nie potrzebuję więc rozdawać ankiet, żeby się dowiedzieć, czy przewodniczący dobrze współpracują z sędziami czy też nie – mówi prezes Strączyński.