Formalnie, zmiany w SN czy TK prezentowane są jako element reformy sądów w ogóle. Mam co do tego wątpliwości. Tym bardziej że głębokie zmiany, w tym kadrowe, w sądach powszechnych już nastąpiły, a poprawy wydajności nie widać.

Czytaj także: Przewlekłość procesowa: sądy coraz wolniejsze

Rząd, szczególnie Ministerstwo Sprawiedliwości, zapewne zdaje sobie sprawę, że to wyzwanie dla niego. Pewnie dlatego minister Zbigniew Ziobro właśnie zapowiedział ponoć przełomowe zmiany w procedurze karnej, które mają przyspieszyć procesy. Niektóre są oczywiste, aż dziw, że ich jeszcze nie ma, jak ta, by nie przesłuchiwać kilkuset świadków, jeśli można kilku czy kilkunastu. Już jednak np. doręczenie pism sądowych do skrytki pocztowej budzi wątpliwości. Podsądny ma wiedzieć o sprawie realnie. Tak samo pisanie uzasadnień na formularzach. Sprawa sprawie nierówna i raczej należy szkolić sędziów w jasnym pisaniu.

Uprawnienia wymagają i sprawy cywilne, których jest znacznie więcej, a oprócz dobrych zmian, jak wprowadzona dwa miesiące temu kontrola przedawnionych roszczeń, trzeba też wzmocnienia kadrowego sądów, by ta korzystna dla konsumentów reforma, nie rodziła nowych przewlekłości.

Nie miejmy jednak złudzeń, że po jednym, drugim czy nawet trzecim udanym usprawnieniu Temidy sądy będą szybko i tanio wydawać zawsze trafne wyroki. Prawodawca musi wreszcie odpowiedzieć sobie i obywatelom na pytanie, czy sądy nie powinny być zwolnione z zajmowania się drobnymi długami, a organy ścigania np. spożywaniem piwa na trawce, a skupić się na najważniejszych sprawach. W każdej dziedzinie życia taka ekonomia obowiązuje. Czemu sądy mają być wyjątkiem? Mając co roku 16 mln nowych spraw, trzeba zacząć od zmniejszenia tej liczby.