W całym kraju mamy dziś 269 dyrektorów sądów. Od października 2015 r. minister Zbigniew Ziobro odwołał już 44. To oficjalne statystyki udostępnione nam przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Resort informuje też, że na miejsce zwalnianych powołano nowych menedżerów.
– Można się było tego spodziewać – mówią sędziowie i przekonują, że to dopiero początek. Ich zdaniem wkrótce do dobrze dobranych dyrektorów będą dopasowywani równie dobrze wybrani prezesi.
Resort sprawiedliwości z kolei uważa, że nic złego się nie dzieje, a wszystkie działania są podejmowane w interesie obywateli.
Zrobi, co zechce
Do 4 maja 2017 r. dyrektor w sądzie był wprawdzie pod nadzorem ministra sprawiedliwości, ale niełatwo było go zwolnić. Od tego dnia jednak wszystko się zmieniło. Prezes sądu przestał w nim rządzić. Wykonuje teraz wobec dyrektora tylko czynności przewidziane w prawie pracy. Konsekwencją jest wyłączenie dyrektora z organów sądu w sądach rejonowych, okręgowych i apelacyjnych. Nie ma już też konkursów na dyrektorów. Zniknęły konkretne przesłanki, kiedy i za co dyrektora można odwołać. A to oznacza, że można to zrobić w każdej chwili i bez powodu. Prezesi mogą mieć też kłopot z uzyskaniem pieniędzy na wydatki nieujęte w planie finansowym. Trzeba prosić o nie dyrektora. I tylko od 4 maja minister Ziobro zwolnił 12 dyrektorów i jednego zastępcę.
Sędziowie nie mają złudzeń i mówią wprost: to kolejna próba podporządkowania sądów i planowa wymiana dzisiejszych dyrektorów. Resort przekonuje, że chciał usprawnić obsadzanie stanowisk, a konkursy ją komplikowały i wydłużały.