Najnowsze statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości nie napawają optymizmem. Sprawa cywilna trwa dziś w sądzie o cztery miesiące dłużej niż w 2016 r., a proces gospodarczy trzy miesiące dłużej. To niejedyne niepokojące informacje. Spada też stabilność załatwiania spraw. A to oznacza, że coraz więcej wyroków jest uchylanych do ponownego rozpoznania. Dzieje się tak z przeróżnych powodów: błędów, niewłaściwego zastosowania przepisów czy ukrytej choroby psychicznej podsądnego. W 2016 r. stabilność w sądach (ogółem) wynosiła 63,8 proc., a w 2017 r. już 63,1 proc. Pogorszenie najbardziej widać w sprawach karnych i wykroczeniowych w sądach apelacyjnych. Tam stabilność spadła z 57,6 do do 55, 4 proc. Kto jest winien? Minister sprawiedliwości uważa, że sądy, bo pracują źle. W praktyce wygląda to jednak inaczej.
Trudno się połapać
Sędziowie twierdzą, że stabilności orzecznictwa nie służą częste zmiany procedur, i to zarówno cywilnych, jak i karnych.
– Są sprawy, w których występują nawet trzy stany prawne. I sędziowie muszą się z tym zmierzyć. To powoduje wątpliwości, który z nich zastosować, a te mogą powodować błędy. Więcej jest więc spraw odwoławczych – potwierdza sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Sędzia Dorota Zabłudowska z Sądu Rejonowego w Gdańsku gorszych wyników stabilności także upatruje w zbyt częstych zmianach procedur.
– Zamieszanie z procesem kontradyktoryjnym, najpierw jego wprowadzenie, a potem szybki odwrót, nie sprzyjają stabilności – tłumaczy.