Już widać opadający kurz tej bitwy. Może tylko garstka działaczy sędziowskich będzie z trudem rano podążać na sądową sesję, by nie wpaść w orzecznicze zaległości. Większość z 10 tys. sędziów nie ma jednak zapewne tego problemu. Nawet nie wiemy, czy kibicowali swoim trybunom. Jedni i drudzy skupiać się będą na codziennej pracy, w warunkach, co tu czarować, poobijanego sądownictwa.

Już przed rokiem pisałem, po zgłoszeniu radykalnego projektu przetasowania SN, że mamy już inny SN. Stawał się inny, kiedy część sceny politycznej i prawniczej zaczęło przypisywać mu rolę sądu konstytucyjnego, zastępującego przechodzącego polityczne turbulencje Trybunału. Wprawdzie kilka składów SN tonowało te zapędy, nie zmienia to faktu, że SN stał się elementem kampanii pod hasłem „ulica i zagranica".

Przypuszczam, że większość sędziów, uczestników tego protestu, dobrze chciało dla Temidy i Polski, a ich obawy o reformę sądownictwa były szczere. Dodajmy, że nie wiadomo, czy skończy sukcesem czy klapą. Jedno wszak jest pewne: nie ma powrotu do trzeciej władzy jako korporacji sędziowskiej, w której stowarzyszenia, blogi i konferencje narzucają ton.

Nie sądzę, aby w Polsce jakaś partia sędziowska o takim modelu marzyła, a gdyby nawet powstała i wygrała wybory, to przecież stałaby się polityczna, bo rządzenie to polityka. To tak jak generałowie. Gdy dojdą do władzy, legalnie czy nie, stają się politykami, choćby nosili mundury.

Dlaczego lex Gersdorf ? Bo właśnie pierwsza prezes SN obiecywała zwołanie KRS, i nie zwoływała. Powstała więc nowa ustawa mówiąca, kto ma ją w tym wyręczyć. Tyle że już nie ma potrzeby, bo zwołała KRS. Pomieszanie prawa z poliyką, niestety także w wykonaniu sędzi.