Unijni ministrowie po raz 11. dyskutowali o praworządności w Polsce. Rząd miał nadzieję i zabiegał o to, żeby Rada zakończyła procedurę z art. 7 unijnego traktatu, gdy nastąpiła nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym w kierunku postulowanym przez Komisję Europejską. Albo przynajmniej, żeby nie organizować kolejnych dyskusji na ten temat.
Czytaj także: System dyscyplinarny sędziów pod kontrolą Ministra Sprawiedliwości - analiza FOR
Bez skutku jednak. We wtorek znów doszło do dyskusji, w której – poza Polską – wypowiedziało się 12 państw. Co więcej, KE zamierza przyjrzeć się kolejnemu zjawisku, jakim jest rosnąca liczba postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów.
– Słyszymy o karaniu sędziów, którzy publicznie mówią o praworządności lub którzy wysyłają pytania prejudycjalne do unijnego trybunału – mówił Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE. Podkreślił, że prawo do zadania takich pytań jest prerogatywą każdego sędziego w UE. – Odbieranie mu tego spowoduje naszą twardą reakcję – powiedział. Nie sprecyzował jednak, czy i na jakiej podstawie KE uruchomiłaby postępowanie naruszeniowe na wzór tego, które przeprowadziła w sprawie przepisów emerytalnych w ustawie o Sądzie Najwyższym. – Na razie badamy, czy te postępowania dyscyplinarne stwarzają systemowe ryzyko – powiedział Holender.
Równolegle do postępowania z art. 7 trwa procedura w Trybunale Sprawiedliwości UE w związku z ustawą o Sądzie Najwyższym. Polska co prawda ją zmieniła, ale KE nie wycofała wniosku z TSUE. W 95 proc. przypadków, gdy ustanie przyczyna skargi, wycofuje ją z TSUE. Tutaj jednak wyraźnie oznajmiła, że chce rozstrzygnięcia. Po pierwsze, żeby powstrzymać Polskę przed odwróceniem tych zmian. Po drugie, żeby uzyskać jasną interpretację kompetencji Komisji, jeśli chodzi o organizację wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich. Na podstawie pytań stawianych przez sędziów w Luksemburgu w czasie wysłuchań Komisja jest nieoficjalnie przekonana, że jej racje zostaną podtrzymane.