Wiele emocji wywołało ostatnio kilka wypowiedzi polityków prawicy, którzy skrytykowali używanie w podręcznikach szkolnych sformułowania „prawa zwierząt". – Użyte przez autorów pojęcie „prawa zwierząt" nie występuje w naukach prawnych. Jest ono związane jedynie ze sferą wyobrażeń ideologicznych – skwitował wiceszef Ministerstwa Edukacji Narodowej Tomasz Rzymkowski, przyznając, że takie sformułowania książkowe go zbulwersowały. Podmiotem prawa jest człowiek i ma obowiązki wobec zwierząt, ale nie ma praw zwierząt – wsparł go jego szef, minister edukacji Przemysław Czarnek.
Ciekawe jednak, jak swoje naukowe spojrzenie profesor zamierza przedstawić dzieciom. Czy wytłumaczy, że pod prawami zwierząt nie ukrywa się intencja zaszczepienia szacunku, empatii do nich, tylko jakiejś podstępnej nieokreślonej ideologii? Wydaje mi się, że dla ministra ta sprawa może być karkołomna. Również argumenty, że mówienie o „prawach zwierząt" jest wymysłem współczesnych, w domyśle „lewackich", ideologii, nie wytrzymuje próby. Dyskusja o ich podmiotowości, relacji z człowiekiem, a nawet statusie moralnym, trwa od wieków, i nigdy od czasów Arystotelesa nie była obojętna filozofom.
Czytaj też:
Zastępca RPO reaguje na słowa Rzymkowskiego ws. praw zwierząt