Po śmieci Dawida Kosteckiego ostrzeżenie dostał podkarpacki biznesmen, który doprowadził do złożenia zeznań przez „Cygana" o ukraińskich sutenerach z Podkarpacia. Przez kilkanaście lat nad ich biznesem trzymano niewyjaśniony do dziś parasol ochronny. Tak jest do dziś.
– Bardzo wiarygodna osoba ostrzegła mnie, żebym uważał, bo chcą mi podłożyć bombę pod samochodem – mówi nam Marek K. (prosi o zachowanie anonimowości), znany biznesmen, z którym wielokrotnie rozmawialiśmy o „podkarpackiej ośmiornicy". – Potraktowałem to poważnie. Zamierzam zawiadomić o tym prokuraturę – zaznacza.
Kto miałby mu grozić? – Wciąż aktywny „układ podkarpacki" – przypuszcza K. To kolejna wątpliwość wokół śmierci boksera Dawida Kosteckiego.
Świadek z przymusu
To aktywność Marka K. sprawiła, że bokser w 2012 r. został przesłuchany w śledztwie dotyczącym nietykalnych przez lata ukraińskich sutenerów (braci Jewgienija i Aleksieja R., o których wielokrotnie pisaliśmy), z których agencji korzystali wpływowi ludzie. Marek K. pisał do ABW i prokuratury zawiadomienia, ujawniając sieć korupcji i powiązań, m.in. z politykami i policjantami CBŚP (te informacje po latach okazały się prawdziwe). – Spowodowałem, że Kostecki dostał wezwanie do krakowskiej prokuratury i musiał złożyć tam zeznania w charakterze świadka – mówi nam biznesmen. Faktycznie, Kostecki, co potwierdza Prokuratura Krajowa, był przesłuchiwany.
Dziś wiadomo, że bokser podał śledczym informacje dotyczące sutenerów – „dotyczyły funkcjonariuszy CBŚP i braci R., wobec których prokuratura skierowała akt oskarżenia" – przyznaje Prokuratura Krajowa, choć zastrzega, że w zeznaniach Kostecki „nigdy nie wskazał, aby znani politycy i urzędnicy państwowi korzystali z usług podkarpackich agencji towarzyskich". To Marek K. kilka lat temu, chcąc zmusić śledczych do ścigania sutenerów, na Facebooku podszył się pod boksera i (gdy ten siedział w więzieniu) opisał powiązania policjantów z CBŚ z przestępcami, w tym to, że ówczesny oficer CBŚ był opłacany przez właścicieli agencji towarzyskich.