Nie chcę bynajmniej rozstrzygać, czy sąd dyscyplinarny, uniewinniając sędziego, miał rację, czy nie, bo cała sprawa i nagranie, na którym oparte było postępowanie, nie są jednoznaczne. Ale właśnie przy tego rodzaju niejednoznacznościach obecność czynnika społecznego może mieć charakter tonujący.

Ostatnie rozstrzygnięcie zapewne nie przysporzyło sympatyków wymiarowi sprawiedliwości. I nie chodzi tu wyłącznie o tradycyjnych pieniaczy, którzy znajdą spisek w każdej sprawie, aby podciągnąć ją pod założoną tezę. Chodzi o zwykłych, mniej wnikliwych, nazwijmy to przypadkowych obserwatorów, którzy otrzymują zgeneralizowaną informację, że za kradzież batonika wartego 50 groszy zwykły obywatel, do tego chory, poszedł siedzieć, a tu sędzia okazał się niewinny.

Można oczywiście bić się w piersi, podnosić, że takie porównania to nadużycie, a nawet manipulacja, że to dwie diametralnie odmienne sprawy. Niczego to jednak nie zmieni. Żyjemy w świecie uproszczeń, bo przeciętny odbiorca nie jest zainteresowany wchodzeniem w szczegóły. A na całość nakładają się jeszcze konflikty, w których generalizacje można wykorzystać do potwierdzania tez.

Dziś środowisko sędziowskie protestuje przeciwko nowej Izbie Dyscyplinarnej w SN. Sprawa sędziego Topyły pokazuje jednak, że świadomość społeczna, że to zwykli ludzie uczestniczą w wydaniu wyroku, może zamknąć usta niesprawiedliwym osądom.

Zapraszam do lektury najnowszego numeru dodatku „Sądy i prokuratura".