2017 r. jest kolejnym z rzędu, w którym utrzymuje się dwucyfrowy wzrost liczby zachorowań na salmonellozę. Podtrzymanie złego trendu jest niepokojące. Z dwóch powodów. Proporcjonalnie rosną koszty leczenia ludzi, które wynoszą już ponad 20 mln zł rocznie. Dużo gorsze skutki dotkną producentów jaj, którzy tracą zagranicznych odbiorów. Tylko w tym roku ich przychody z eksportu będą niższe o co najmniej 10 proc., czyli o 100 mln zł. Problemy mogą mieć także producenci drobiu.
W I półroczu 2017 r. w Polsce odnotowano 3 716 przypadków salmonellozy wśród ludzi, o 15,5 proc. więcej niż w tym samym okresie ub.r. – wynika z meldunków epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. To niechlubna kontynuacja trendu, który wzmocnił się znacząco w 2016 r. Wtedy chorobę zakaźną zdiagnozowano u 10 025 Polaków, o 16 proc. więcej niż rok wcześniej. W ubiegłym roku pierwszy raz od sześciu lat znów została przekroczona bariera 10 tys. zachorowań rocznie, o czym „Rzeczpospolita" informowała jako pierwsza.
Pogorszenie od początku 2017 r.
O ile w 2016 r. decydujące było II półrocze, gdy odnotowano 957 przypadków więcej (blisko 70 proc. ubiegłorocznego przyrostu), to 2017 r. już od pierwszych miesięcy prezentuje się fatalnie. W styczniu liczba zachorowań wzrosła rok do roku o 36,9 proc. (było o 147 przypadków więcej), w lutym chorych było o 40,5 proc. więcej (wzrost o 133 przypadki). To nietypowa sytuacja, bo zimą z reguły jest najmniej zachorowań na salmonellozę. Na razie w 2017 r. tylko w dwóch miesiącach odnotowano niewielki spadek liczby chorych, licząc rok do roku: w maju (o dziesięć przypadków mniej) i lipcu (o sześć mniej).
W sumie w tym roku salmonellozę zdiagnozowano już u 4247 chorych, co jest wynikiem najgorszym od 2007 r. Wiele wskazuje więc na to, że w 2017 r. znów zostanie pobity niechlubny rekord. Tym bardziej, że galopujące statystyki napędza coś, o czym Polacy powinni już dawno zapomnieć – zbiorowe zatrucia. W tym roku doszło do około dziesięciu takich zdarzeń, m.in. w Zamościu, Rzeszowie, we Wrocławiu, w Łodzi czy Chotomowie, gdzie w gminnym przedszkolu zatruło się 100 dzieci. Główne źródła zakażenia to potrawy z jaj i drobiu.
Brud i rosnące koszty leczenia
Wzrost jest o tyle zastanawiający, że o ile Główny Inspektorat Sanitarny, publikujący na stronach internetowych ostrzeżenia dotyczące niebezpiecznej czy zakażonej żywności, w 2016 r. wydał cztery komunikaty ostrzegające przed zakupem jaj skażonych Salmonella enteritidis, to w tym roku żadnego. Wygląda więc na to, że do sklepów nie wprowadzono skażonych produktów. Tylko raz, w czerwcu lokalne media podawały, że źródłem zbiorowego zatrucia w Rzeszowie były omlety z zestawów dietetycznych, wykonane przez firmę Gino's Fit z jaj zakupionych w tamtejszym hipermarkecie E.Leclerc. GIS wówczas milczał.