Pewnie niewiele osób pochwala usprawnianie rygorów, które mogą je dotknąć, ale przyjmuję, że szczere są obawy, czy nowi sędziowie Izby Dyscyplinarnej podołają zadaniu.

Przyglądałem się właśnie pierwszej rozprawie prowadzonej według nowych zasad. Dyscyplinarce prokuratora z Włocławka obwinionego o stawienie się na rozprawę w miejscowym sądzie rejonowym pod wpływem alkoholu, a po uwadze sędziego (i zawiadomieniu przełożonych), rejteradę z sądu samochodem przez miasto w tym stanie – aż do zatrzymania przez policję.

Przed zmianami dyscyplinarek taką sprawę rozpatrywałby Sąd Dyscyplinarny przy Prokuratorze Generalnym, a gdyby chodziło o sędziego - Sąd Dyscyplinarny dla tamtejszej apelacji. Teraz takimi sprawami zajmie się nowa Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Widać było na początku pewną tremę sędzi przewodniczącej (z zawodu prokurator), ale sędzia boczny – też prokurator, sprawnie przepytywał świadków. Także ławnik zadał wprawdzie tylko kilka, ale celnych pytań.

Jednego dnia przesłuchano 10 świadków, a wszyscy się stawiali. Mało brakowało aby tego samego dnia zapadł wyrok. SN zamierza jednak jeszcze pogłębić jeden z dowodów i sprawa przeciągnie się do stycznia. Miejmy nadzieję, że dalej będzie tak samo wartka, i tak samo wartkie będą kolejne dyscyplinarki. Jeśli bowiem jakieś sprawy w Polsce winny mieć priorytet, to właśnie dyscyplinarki sędziowsko-prokuratorskie. W interesie tych profesji i szerzej Temidy, a jak Temidy, to i społeczeństwa.