Po II wojnie światowej Polacy dysponowali niezliczoną ilością broni palnej, co stanowiło poważny problem dla nowej władzy. Uzbrojony obywatel mógł bowiem stawiać realny opór aparatowi ucisku. Propaganda wszelkimi środkami przekonywała więc, iż Polak posiadający broń to zagrożenie, a wszelką pomoc i ochronę w walce z przestępczością zapewni państwo. Pod tymi sztandarami władza ludowa bardzo szybko rozbroiła naród. Strach przed obywatelem był na tyle silny, że nawet myśliwi musieli podejmować wyjątkowe starania, by uzyskać pozwolenie na broń inną niż zwykła dubeltówka.
Po 25 latach istnienia demokratycznej III Rzeczypospolitej Polacy nadal są jednym z najbardziej rozbrojonych narodów Europy. Statystyki są nieubłagane: w Polsce nie więcej niż jeden (tak: jeden!) obywatel na stu posiada broń, gdy we Włoszech jest ich 11, w Czechach – 16, natomiast w Niemczech, Austrii, Norwegii, Szwecji i we Francji – ponad 30. Rekordzistami są Finlandia i Szwajcaria, gdzie liczba ta przekracza 45. I nawet jeżeli te dane okażą się nieco zdezaktualizowane, nie zmieni to dysproporcji.
Powszechny dostęp Polaków do broni jako środka ochrony własnej jest obecnie w praktyce zablokowany. Ustawa wymaga bowiem wykazania przed organem policji „stałego, realnego i ponadprzeciętnego" zagrożenia danego obywatela. Spełnienie tych trzech przesłanek łącznie jest prawie niemożliwe. Wystarczy, by w ocenie policji zagrożenie było realne i ponadprzeciętne, ale jeszcze nie „stałe" i obywatel zostanie odesłany z kwitkiem. Konfiguracje można wybrać dowolnie, a swoboda uznania policji nie podlega de facto kontroli sądów administracyjnych. Szary Kowalski może więc zapomnieć o posiadaniu broni do ochrony własnej.
Francuski impuls
W świetle ostatnich wydarzeń we Francji rozgorzała dyskusja nad złagodzeniem ograniczeń w dostępie Polaków do broni. O ile bowiem przez ostatnie dwie dekady Polacy nie odczuwali znaczącego wzrostu zagrożenia w życiu codziennym, o tyle widok bezbronnych Francuzów rozstrzeliwanych grupowo w stolicy ich kraju musi niepokoić.
Władze tak silnych krajów jak Niemcy, Francja czy Belgia, nie kryją już nawet, iż straciły kontrolę nad sytuacją. Na ulicach stacjonują wojska, policja organizuje raczej chaotyczne akcje przeszukiwania kolejnych kryjówek przestępców, których nieukrywanym celem jest walka z chrześcijańską cywilizacją Zachodu. Sporadycznie znajdowane arsenały przerażają, a władze z obawy o „bezpieczeństwo mieszkańców i porządek publiczny" i tak dozują publikację faktów (sic!). Kilka dni temu nie odbyło się spotkanie biznesowe mojego klienta, który zw względu na zagrożenie terrorystyczne nie mógł wylecieć z Brukseli. A wszystko to dzieje się u naszych granic, na co dzień przez nikogo niekontrolowanych. W powyższych realiach trudno kwestionować zagrożenie życia i zdrowia Polaków w kraju i za granicą. Mimo to temat złagodzenia ograniczeń w dostępie do broni nadal budzi wiele kontrowersji. Rządzący zdają się obawiać przejęcia odpowiedzialności za ewentualną falę przemocy i skutki niewłaściwego użycia broni wynikające z takiej decyzji. Obawy te wydają się jednak całkowicie nieuzasadnione.