Redakcja „Rzeczpospolitej" opublikowała 3 października br. skłaniający do refleksji tekst Czesława Bieleckiego ("Reforma sądownictwa: Pod rozwagę sędziom i politykom") na stronach „Rzeczy o polityce", a mógłby znaleźć się na stronach „Rzeczy o prawie". Dotyka wszak funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, a ten kojarzy się z prawem. Nie tylko z jego literą, ale też rozważnym zrozumieniem. Pozostawiam więc redakcji swobodę wyboru miejsca publikacji.
Piarowskie fajerwerki
To, co daje pod rozwagę sędziom i politykom Czesław Bielecki, z którego stanowiskiem w zdecydowanej większości się utożsamiam, powinno mieć znacznie szerszą perspektywę. Wśród „rozważających" powinni znaleźć się profesjonalni prawnicy, a nie tylko sędziowie.
Na wizerunek wymiaru sprawiedliwości i społeczne oceny jego funkcjonowania wpływają nie tylko zdiagnozowane przez Czesława Bieleckiego grzechy sądownictwa, w szczególności powszechnego. Dla zwyczajnego obywatela czy jednoosobowego przedsiębiorcy wszyscy ludzie w togach są uczestnikami wymiaru sprawiedliwości. Często jako społeczność charakteryzująca się zewnętrznie niekomunikatywnym zachowaniem i specyficznym językiem, zrozumiałym tylko w jej gronie. Z tych powodów wystawione prawnikom z zewnątrz oceny mogą być nieprawidłowe i bardziej opierać się na przekazach niż autopsji.
Czesław Bielecki daje do zrozumienia politykom („parlamentarzystom i ministrom"), że konieczna jest radykalna reforma wymiaru sprawiedliwości, ale do sposobu jej wprowadzania ma uwagi. Za błąd uważa zaczynanie reformy od spraw kadrowych, a nie od ustalenia „twardych kryteriów, którym mają odpowiadać kandydaci do sprawowania funkcji sędziów i równie precyzyjnych kryteriów ich odwoływania". Powinno to, moim zdaniem, dotyczyć również wymogów stawianych aspirującym do innych zawodów prawniczych.
Środowisko prawnicze nie potrafiło solidarnie i zdecydowanie zaprezentować społeczeństwu, jaki jest jego stosunek do potrzeby reformowania wymiaru sprawiedliwości. Solidarność w obronie porządku konstytucyjnego, niezależności sądów i niezawisłości sędziów – pod czym oczywiście się podpisuję – okazuje się nie być manifestem wystarczającym. Nie widać w nim gotowości podejścia samokrytycznego, które nie musi być jedynie przejawem pokory – choć ta też jest konieczna, ale powinno zawierać też postulaty reformatorskie.