Dziennikarze pokazali, że można mówić normalnym językiem, posługiwać się logiką i mieć wyobraźnię, która błyskawicznie nasunęła im diagnozę, że chodzi o wielki przekręt nie tylko Marcina P. Czy urzędnikom jej zabrakło? Nie przypuszczam. Doświadczenie życiowe wskazuje, że za niepamięcią świadków, mglistymi zeznaniami, skrywany jest strach przed odpowiedzialnością.

Gdyby nie doszło do zmiany władzy i nie powołano komisji śledczej, zapewne nie usłyszelibyśmy nawet takiej drętwej mowy, a sprawa Amber Gold byłaby zamieciona pod dywan, nie licząc kilku aresztowań i drobnych wyroków Powiedziano by: to jeszcze jedna piramidka finansowa, jeszcze jedna grupa amatorów łatwego zysku zwyczajnie się przeliczyła.

Zasługa obu dziennikarzy jest oczywista i to jest ostrzeżenie dla tych, którzy nie wierzą w wolne obywatelskie społeczeństwo i służące tej wolności sprawne państwo oraz wolne media. Otóż wskazany przez dziennikarzy biznesmen („pan O"), jako ten, który mógł stać za zainicjowaniem afery, wytoczył im sprawę karną o zniesławienie oraz cywilną o sprostowanie i zapłatę miliona złotych. Owszem, do pozwu o sprostowanie czy przeprosiny ma prawo każdy, kto się czuje niezasadnie dotknięty publikacją, ale dlaczego w dobie internetu i pozostawiających wiele do życzenia sądów tolerujemy procesy karne i wysokie żądania finansowe za teksty prasowe? Nie chodzi tylko o tzw. mrożący skutek wobec prasy, ale i o energię i czas dziennikarzy. Ci zamiast zbierać informacje ciągani są, jak żadna inna profesja, po sądach. Czas najwyższy przeciąć tę kwasisądową cenzurę, bo nie mieści się w demokratycznych standardach.