Główna propozycja to połączenie na nowo funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. PiS uważa, że apolityczność prokuratury jest fikcją, gdy rzekomo niezależny prokurator generalny prawie rok czeka na decyzję premiera w sprawie przyjęcia sprawozdania, a od niej może zależeć zachowanie  stanowiska. Równie dużo nowego czeka sądy i sędziów. Tym stawiane będą wyższe wymagania: skończone 35 lat i co najmniej pięć lat praktyki w innym zawodzie prawniczym.

Minister sprawiedliwości ma zyskać więcej władzy nad sądami. Dostanie prawo wizytacji sądów, badania skarg na ich działalność i wnoszenia apelacji nadzwyczajnej. Nowy minister dostanie też prawo do badania akt sądowych w celu wniesienia apelacji nadzwyczajnej lub wszczęcia dyscyplinarki wobec sędziego. Z tą rozbudową uprawnień  PiS musi być jednak ostrożny. Niedawno Trybunał Konstytucyjny skarcił jeszcze rządzącą Platformę Obywatelską, która poprzez swoich ministrów i wiceministrów sprawiedliwości próbowała wzmocnić władzę nad sądami i sędziami.

PiS pisze też o przywróceniu sądów rejonowych zlikwidowanych przez rząd PO–PSL. Tę pozycję z programu może już wykreślić, bo najmniejsze sądy wróciły do orzekania. Partia stawia też na skrócenie procesów. Sądy najbardziej obciążone, te największe, mają dostać kadrowe wsparcie. Albo pojawią się więc nowe etaty, albo minister zachęci sędziów do przechodzenia z małych jednostek do molochów. Na zmianę miejsca orzekania sędzia bowiem musi się zgodzić. I ostatni pomysł na skrócenie postępowania: część spraw należąca do właściwości tych sądów zostanie przekazana sądom mniej obciążonym.

Cała ta rewolucja służyć ma nie tylko Temidzie, ale przed wszystkim obywatelom. Pytanie tylko, czy kolejną rewolucję wytrzymają sędziowie, którzy od lat proszą tylko o jedno: spokój w orzekaniu.